Wojciech Prymlewicz: Sami zrobiliśmy sobie nerwową końcówkę

Wybrzeże Gdańsk pokonało Spójnię Gdynia różnicą jednej bramki. Wojciech Prymlewicz wytłumaczył co działo się pod koniec meczu, kiedy doszło do nadspodziewanych emocji.

Jeszcze kilka minut przed końcem meczu w Gdyni wydawało się, że Wybrzeże Gdańsk odniesie spokojne, kontrolowane zwycięstwo. Końcówka spotkania pokazała jednak piękno piłki ręcznej. - Jak to w naszym meczu, były wielkie emocje. Nikt nam nie mówił, że w Gdyni będzie łatwo. W każdym meczu trzeba walczyć na sto procent, żeby wygryźć punkty z parkietu - powiedział Wojciech Prymlewicz.

Co się stało w samej końcówce niedzielnego spotkania? - Wygrywaliśmy siedmioma bramkami i zamiast dowieźć to do końca, sami zrobiliśmy sobie nerwową końcówkę. Na pewno zagraliśmy słabiej w obronie i troszkę za szybko w ataku. Spokojnie powinniśmy budować akcje - przyznał prawoskrzydłowy czerwono-biało-niebieskich.

W drugiej połowie gdańszczanie przez ponad 100 sekund grali w potrójnym osłabieniu. - Kiedyś już byłem w podobnej sytuacji, ale jak widać wyszliśmy dobrze z tego potrójnego osłabienia. Gospodarze zmniejszyli stratę tylko o dwie bramki - zauważył Prymlewicz.

Derbowa atmosfera była widoczna i na boisku i na trybunach, gdzie przyszło więcej osób niż zazwyczaj na mecze domowe Spójni Gdynia. - Derby rządzą się swoimi prawami. Każdy chciał wygrać, ale na pewno takie sytuacje budują. Gdy jest dużo ludzi na trybunach, a na ławce wszyscy żyją, również na boisku gra się inaczej. Graliśmy też przeciwko kolegom, z którymi graliśmy w Wybrzeżu. Jakiś smaczek był, chcieliśmy pokazać swoją wyższość, ale na boisku nie ma sentymentów i walczyliśmy na sto procent - zakończył leworęczny zawodnik.

Źródło artykułu: