Od początku konfrontacji gwardzistów z zabrzanami było widać, że Łangowski podszedł do niej z dużą odwagą i odpowiednio naładowany emocjonalnie. Bardzo często decydował się na oddawanie rzutów z okolic dziewiątego metra, z których wiele znajdowało drogę do siatki rywali.
W kryzysowym momencie drugiej połowy, kiedy to na około 10 minut przed końcem Gwardia przegrywała 23:25, to 25-letni zawodnik wziął na swoje barki ciężar gry ofensywnej, zdobywając w końcówce trzy bardzo ważne gole. W całym meczu zanotował natomiast siedem trafieńi, do spółki z Ivanem Milasem (sześć bramek), stanowił wielkie zagrożenie dla defensorów Górnika.
- Wraz z Ivanem przyszliśmy do Gwardii własnie po to, by stwarzać zagrożenie z drugiej linii. Sami dobrze wiemy, że nasza gra ofensywna w pierwszej części sezonu wyglądała tak sobie. Na przestrzeni kilku miesięcy staraliśmy się ją uzupełniać oraz ułożyć. W spotkaniu z Górnikiem to się nam udało i wszystko ładnie zaskoczyło. Pojawiła się możliwość oddawania rzutów z dystansu i te próby nam wychodziły. Następnym razem może być jednak tak, że obrońcy rywali będą wychodzić do rozgrywających i gole będą zdobywać gracze pierwszej linii - powiedział Antoni Łangowski.
Losy spotkania już do przerwy nie układały się po myśli zespołu z Zabrza, w związku z czym od początku drugiej połowy na boisku pojawił się grający trener Mariusz Jurasik. Popularnemu "Józkowi" kilka razy udało się uwolnić spod opieki defensorów, lecz generalnie opolanie całkiem nieźle radzili sobie z jego powstrzymywaniem. Za jego odpowiednie pilnowanie najbardziej doświadczonego gracza na parkiecie najczęściej odpowiadał właśnie Łangowski.
- Nasze założenie było takie, żebyśmy od razu wychodzili do Mariusza. Jest on bardzo dobrym zawodnikiem, jednym z najlepszych w lidze. Czasem trudno go odizolować i nie dać mu rzucać bramek. Trafił kilka goli, ale, na szczęście dla nas, w najważniejszych momentach rzuty mu nie wychodziły - dodał rozgrywający opolskiego klubu.
Szczypiornista odniósł się także do spektakularnych wyczynów bramkarza Emira Taletovica, który swoimi paradami niejednokrotnie wybawiał Gwardię z wielkich opresji. - Emir zagrał fenomenalnie. Przede wszystkim wytrzymał próbę nerwów w końcówce i udowodnił, że jest naprawdę sporym wzmocnieniem zespołu. Oby podobnie spisywał się w kolejnych meczach. Jeżeli tak nie będzie, to zawsze mamy w drużynie Adama Malchera, który także trzyma odpowiedni poziom i może "zaskoczyć" w podobny sposób - spuentował Łangowski.