Duże emocje w Szczecinie. Górnik nie miał łatwej przeprawy

Świadkami dużych emocji byli kibice, którzy zdecydowali się przyjść na halę mimo meczu reprezentacji kobiet w MŚ i na pewno się nie zawiedli. Pogoń podjęła rękawicę i do końca walczyła o przełamanie czarnej serii.

W Szczecinie spotkały się dwa zespoły, pozycja których w Superlidze jest sporym zaskoczeniem. Po 14. kolejkach Pogoń Szczecin znalazła się na 9. miejscu. Tuż nad nią zameldował się zabrzański Górnik. Co ciekawe, środowa wygrana jednej z tych drużyn dawała jej możliwość awansu na lokatę numer 6 (przy korzystnych rozstrzygnięciach w innych meczach).

Mecz rozpoczął się z 10-minutowym opóźnieniem. W swoim stylu pierwszą bramkę zdobył Mariusz Jurasik. Już w 2. minucie urazu nabawił się Rafał Gliński. Potrzebna była interwencja służb medycznych, ale zawodnik gości szybko doszedł do siebie i nawet nie opuścił parkietu. Lider siódemki ze Śląska szybko otrzymał przysłowiowy plaster. Zastosowana taktyka odniosła swój skutek. Przez pierwsze 10 minut trudno było wskazać zespół, który by nadawał ton tej rywalizacji. Oba popełniały błędy wymuszone grą rywala w obronie (4:4).

Pogoń do końca walczyła o przełamanie złej serii
Pogoń do końca walczyła o przełamanie złej serii

W drugi kwadrans spotkania zespoły weszły przy dwubramkowym prowadzeniu gospodarzy (7:5). Ich gra, w porównaniu do wcześniejszych spotkań, mogła miejscowych kibiców napawać optymizmem. Wcale nie gorzej wyglądali jednak przyjezdni. Każdy błąd swoich przeciwników bezwzględnie wykorzystywali. W pewnym momencie między słupkami dał o sobie znać Sebastian Kicki. Dzięki niemu goście odzyskali prowadzenie. W ostatnich minutach oba zespoły pokazały, jak się nie powinno rzucać. Piłka często mijała światło bramki. Mniejsze znaczenie miało to dla zabrzan, którzy wcześniej odskoczyli na 3 "oczka" i z taką przewagą zeszli do szatni.

Pogoń drugą połowę rozpoczęła od dwóch bramek i złapała z rywalem z Zabrza kontakt. Dobry fragment przerwało upomnienie dla Pawła Krupy. Grając jednego mniej podopieczni Rafała Białego stracili z nawiązką to, na co wcześniej mocno pracowali (14:18 w 37. min.). Trener granatowo-bordowych ciągle trzymał się wcześniej ustalonej taktyki, czyli pilnowania Jurasika. Rola ta przypadała albo Kiryłowi Kniaziewowi, albo Michalowi Brunie. Od 42. minuty szczecinianie zaryzykowali jeszcze mocniej i wyszli także do Rafała Glińskiego. Trybuny zdecydowanie się ożywiły.

Oba zespoły poszły już na prawdziwą wymianę ciosów. Goniącym była Pogoń. Niestety, swoje przysłowiowe trzy grosze dokładali arbitrzy z Płocka. Uznawani za jedną z najlepszych par w Polsce nie ustrzegli się prostych błędów, jak chociażby faul ofensywny zamiast prawidłowej obrony Wojciecha Jedziniaka. Kibice aż przecierali oczy ze zdumienia. Gospodarzom w pewnym momencie spadła skuteczność, tymczasem rywale zbudowali bezpieczną przewagę (23:27 w 54. min.). Nadzieja tliła się jednak do końca. Ostatecznie to Górnik odniósł zwycięstwo.

Pogoń Szczecin - Górnik Zabrze 26:30 (11:14)

Pogoń: Morawski, Tatar - Bruna 2, Walczak 6, Gierak 5/2, Krupa 3, Krysiak 1, Jedziniak 5, Zaremba 2, Kniaziew 2.
Karne: 2/4
Kary: 8 min.
Górnik:

Witkowski, Kicki - Daćko, Tomczak 6/3, Kryński 1, Gromyko 8, Jurasik 4, Buszkow 3, Tatarinciew 4, Gliński 2, Adamuszek 2.
Karne: 3/4
Kary: 10 min.

Kary: Pogoń - 8 min. (Bruna, Walczak, Gierak, Krupa - 2 min.); Górnik - 10 min. (Daćko, Kryński, Jurasik, Buszkow, Adamuszek - 2 min.).

Sędziowie: Leszczyński, Piechota (obaj z Płocka).
Widzów: 500.

Krzysztof Kempski ze Szczecina

Źródło artykułu: