Biało-Czerwone w ostatnim meczu grupowym nie zagrały lepiej niż wcześniej. - Wszyscy liczyliśmy na to, że w rywalizacji z zespołem z Europy nastąpi pełna mobilizacja. Dziewczyny mówiły, że styl drużyn z Ameryki, Azji, czy Afryki im nie odpowiada. Niestety w pewnym sensie nastąpiła egzekucja polskiego zespołu. W 17. minucie było już 10:4. Później było jeszcze gorzej. Jak przegrywaliśmy nawet różnicą trzynastu bramek to znaczy, że nie byliśmy równorzędnym rywalem - powiedział wprost Wojciech Nowiński.
- Przed mistrzostwami świata liczyliśmy na to, że nawiążemy walkę ze Szwecją i z Holandią. Wydawało się, że pierwsze miejsce w grupie jest w zasięgu, co oznaczałoby grę z Serbią osłabioną brakiem czterech najważniejszych zawodniczek. Zmierzymy się z Węgierkami. To nie będą łatwe rywalki. W meczu z Holandią zespół wyglądał naprawdę źle. Pamiętam moment, w którym holenderska zawodniczka zastępująca bramkarkę cofnęła się do bramki, a my rzuciliśmy w aut. Nie chce się patrzeć na taką grę zespołu. W drugiej połowie było dużo eksperymentów, a gdy miliony kibiców oglądają mecze nie ma na takie coś miejsca - zauważył doświadczony szkoleniowiec.
W pewnym momencie Polki zbliżyły się jednak do rywalek. - To było po dobrej serii Wysokińskiej, która obroniła dwa karne i miała jeszcze dwie dobre interwencje. To pozwoliło na zbliżenie się do rywalek, ale od samego początku byliśmy słabszym zespołem. Świetnie broniła Wester, w pewnym momencie z 67-procentową skutecznością. W defensywie przegrywaliśmy akcje jeden na jeden, nieatakowane Holenderki potrafiły rzucać na bramkę w ataku pozycyjnym. Pojawiało się wiele ustawień na rozegraniu. Były zawodniczki, które grały na trzech pozycjach w ciągu meczu. Skuteczność liderek była słaba, skrzydłowe były bezradne. Nie było elementu, w którym Polki grały zadowalająco. To nie napawa optymizmem przed meczem z Węgrami - przyznał trener i ekspert.
Czy mimo wszystko jesteśmy w stanie nawiązać walkę z reprezentacją Węgier? - Dużo będzie zależało od początku spotkania. Jeżeli będzie to wyglądało tak jak w piątek, to dziewczyny już się nie podniosą. Jak początek się jednak uda, możemy walczyć. Wiele zależy od psychiki. Na pewno w zespole nie ma euforii, wprost przeciwnie. Tylko dobry start meczu może nakręcić drużynę - ma świadomość Wojciech Nowiński.
Czy w tym momencie Kim Rasmussen powinien wyciągnąć rękę po którąś z zawodniczek czekającą w Polsce na powołanie? - Nie wierzę, by jedna, czy dwie zawodniczki nagle odmieniły losy decydującego meczu. Gdyby takie w Polsce były, pojechałyby od razu do Danii. Trener uważał, że to ta grupa pasowała do koncepcji najlepiej, ale jak widać cudów nie ma. Jak przegrywa się w pewnym momencie różnicą trzynastu bramek, to jest to nokaut. Jest mało przesłanek do bycia optymistą - zakończył Nowiński.