Skandal czy (tylko) kontrowersja? Czy sędziowie wypaczyli wynik meczu w Zabrzu?

Górnik Zabrze zremisował we własnej hali z Orlen Wisłą Płock. Bramkę na wagę remisu Nafciarze zdobyli w ostatnich sekundach gry, ale i tak nie obyło się bez kontrowersji a - w opinii wielu - skandalu.

Co wydarzyło się w sobotni wieczór w hali przy Wolności? Na 8,5 sekundy przed końcem meczu - przy stanie 34:33 dla Górnika Zabrze - sędziowie odgwizdali przewinienie Bartłomieja Tomczaka w obronie i ukarali skrzydłowego śląskiej drużyny karą dwóch minut. W tym samym momencie o czas poprosił trener płocczan Manolo Cadenas i przekazał swoim podopiecznym wskazówki, które pozwoliły im wyrównać na 3-4 sekundy przed końcową syreną.

Dantejskie sceny w Zabrzu zaczęły się jednak kilka chwil później. Błyskawicznie po bramce Sebastian Kicki wyrzucił piłkę do ustawionego na środku boiska Marka Daćko.

Co godne uwagi - bramka płocczan była wówczas pusta, bo goście - kończący mecz w podwójnym osłabieniu, po wykluczeniach dla Jose Guilherme de Toledo oraz Michała Daszka - grali lotnym bramkarzem.

Wszystko, by Daćko przeszkodzić robił Marko Tarabochia, który w zapaśniczym stylu złapał gracza Górnika utrudniając mu ruchy. Mimo wszystko faulowany szczypiornista zabrzan zdołał... oddać rzut, a piłka wpadła do płockiej bramki. W międzyczasie zawyła jednak końcowa syrena i sędziowie sprawiali wrażenie totalnie skołowanych.

Rozsierdzeni takim obrotem spraw zabrzanie domagali się uznania 35 trafienia lub podyktowania rzutu karnego.

- W mojej opinii w takiej sytuacji, gdy jest do końca kilka sekund i bramka drużyny broniącej jest pusta, powinna być nie tylko czerwień, ale i rzut karny - ocenia Dariusz Mogielnicki, menadżer zabrzańskiego klubu.

Nieco oszczędniejsi w swoich opiniach byli goście z Płocka. - Sędziowie powinni cofnąć czas o te cztery sekundy. Nie wiem co dokładnie mówią przepisy, ale tak myślę, że byłoby najsprawiedliwiej - dodaje główny prowodyr zamieszania Marko Tarabochia.

Opinię tę podzielali też dziennikarze i wysłannicy z Płocka. - Najpewniej czas powinien być cofnięty. To są tylko polscy sędziowie. Nic już nas nie zdziwi - komentują.

Arbitrzy z Rzeszowa po pomoc pobiegli do stolika sędziowskiego, konsultując decyzję z delegatem ZPRP. Kibice Trójkolorowych trwające dobrych kilka minut konsultacje kwitowali głośnymi okrzykami "złodzieje, złodzieje". Emocje kipiały też na ławkach rezerwowych obu drużyn, które wykrzykiwały w kierunku sędziów epitety nie nadające się do publikacji.

Ostatecznie sędziowie - wspólnie z delegatem - podjęli decyzję, że ani bramka nie zostanie uznana, ani czas nie zostanie cofnięty. Orzekli też, że nie będzie rzutu karnego dla zabrzan.

Przyznali za to Górnikowi wznowienie ze środka boiska i możliwość oddania rzutu. Nie jednak do pustej bramki, a z Marcinem Wicharym między słupkami. Piłka finalnie wyraźnie chybiła celu, ale nietrudno było spostrzec, że było to wyrazem protestu i dezaprobaty ze strony gospodarzy na postawę sędziów, a nie braku umiejętności.

Schodzących do szatni arbitrów żegnało buczenie i okrzyki "złodzieje". W ostrych słowach prezes Bogdan Kmiecik rozmawiał też z delegatem. Nie mniej wściekły był Mariusz Jurasik, który odmawiał komentarzy medialnych.

Dopiero na konferencji "Józek" - już spokojny - odniósł się do wydarzeń na parkiecie. - To nie ma sensu. Wydaje mi się, że należał nam się karny, ale protesty tutaj już nic nie zmienią. Nawet jeśli związek przyzna nam rację, Płock nie przyjedzie przecież do Zabrza na jednego karnego - bezradnie rozkłada ręce trener drużyny z Wolności.

Źródło artykułu: