Islandzki cudotwórca. Dagur Sigurdsson uzdrowił niemieckiego szczypiorniaka

Tylko niepoprawni optymiści widzieli niemieckich szczypiornistów w gronie czterech najlepszych drużyn Starego Kontynentu. Trener Dagur Sigurdsson miał jednak swoją wizję. Islandczyk wraz z autorską kadrą awansował do półfinału EHF Euro 2016.

Kłody pod nogami

Powrót do domu po pierwszej rundzie, ewentualnie po drugiej fazie. Dlaczego tak nisko oceniano szanse Niemców? Wystarczy jedno nazwisko - Uwe Gensheimer. Jeden z najlepszych skrzydłowych świata leczy uraz ścięgna Achillesa i trener Dagur Sigurdsson musiał szukać alternatyw. Jakby tego było mało, z zespołu wypadli Patrick Groetzki, Paul Drux i Patrick Wiencek. Nasi zachodni sąsiedzi do turnieju przystępowali tylko z dwoma klasowymi skrzydłowymi. Los rzucał Islandczykowi kłody pod nogi.

Niejeden w takiej sytuacji zwiesiłby głowę. Sigurdsson to jednak tytan pracy. Zakasał rękawy i wziął się do roboty. Czasy Holgera Glandorfa, Christiana Zeitza i kolegów minęły bezpowrotnie. Islandczyk powołał kadrę ze średnią wieku poniżej 25 lat. Przeciętnemu kibicowi nazwiska Jannika Kohlbachera czy Finna Lemke nic nie mówiły. Ze starej gwardii ostał się tylko mistrz świata 2007, bramkarz Carsten Lichtlein.

Niemiecka lokomotywa

Największe ryzyko podjął w drugiej linii. Jedynie Martin Strobel i Steffen Weinhold ponad 50 razy zakładali koszulkę z czarnym orłem. Pozostali rozgrywający byli reprezentacyjnymi żółtodziobami. Kilku z nich, jak chociażby Steffen Fath, pierwsze epizody w kadrze zaliczyli już dawno, ale nigdy nie grali w niej pierwszych skrzypiec. U Sigurdssona wprost przeciwnie. Fath, nieznany szerszej publiczności zawodnik HSG Wetzlar, ma pewny plac niezależnie od okoliczności.

Inauguracyjna porażka 29:32 z Hiszpanią nie zachwiała wiary trenera. Niemiecka lokomotywa rozpędzała się z meczu na mecz. O jej sile przekonali się Słoweńcy i Szwedzi. Młodzież zaskakiwała obserwatorów. Christian Dissinger potwierdzał, że zasługuje na miano odkrycia mistrzostw. Ale to nie 24-latek z THW Kiel najbardziej olśnił niemieckich żurnalistów. Objawieniem okrzyknięto bramkarza HSG Wetzlar, Andreasa Wolffa. Pozornie nieco ospały i zdekoncentrowany. To tylko przykrywka. Po skutecznych interwencjach zamienia się w wulkan energii.

Wyrwane serce

Podopieczni Sigurdssona nie przestawali prężyć muskułów. Najpierw rozbili Węgrów 29:19, by w następnym boju zwyciężyć z Rosjanami po bardzo nerwowej końcówce. Nieoczekiwanie przed Niemcami pojawiły się drzwi do półfinału. Do szczęścia potrzebowali tylko i aż zwycięstwa z Duńczykami. Aż, bo dzień przed decydującym spotkaniem wyrwano im serce w postaci Steffena Weinholda i Christiana Dissingera. Urazy wyeliminowały liderów do końca turnieju. Sen o medalu mógł zostać brutalnie przerwany.

Co zrobił islandzki szkoleniowiec? Wyciągnął z zamrażarki czołowego strzelca Bundesligi, Kaia Häfnera, i trafił w dziesiątkę. Podobnie jak z przekwalifikowaniem rozgrywającego Niclasa Pieczkowskiego na lewoskrzydłowego. Swoje dorzucił niezawodny Wolff i sensacja stała się faktem. Piąte zwycięstwo z rzędu! Tym samym pierwszy od 2004 roku półfinał ME, w którym zmierzą się z Norwegią.

Cudotwórca

Wróćmy na moment do 2014 roku. Niemcy przegrywają rywalizację z Polską i tracą szansę na MŚ 2015. Trener Martin Heuberger jest odsądzany od czci i wiary. Odbudowy rozbitej kadry podejmuje się nie kto inny jak Sigurdsson. Od początku ma pomysł na reprezentację. Powołuje szczypiornistów nawet z drużyn ogona Bundesligi. Czy to ważne, że Niclas Pieczkowski i jego TuS N-Lübbecke okupuje ostatnie miejsce w tabeli? Kompletnie nieistotne. Po prostu pasuje do jego koncepcji i basta.

Czas pokazał, że Islandczyk miał trenerskiego nosa. Stworzył drużynę kompletną, w której każdy zna swoją rolę i miejsce. Nawet absencja Weinholda, kapitana i lidera w szatni, nie pokrzyżowała Niemcom planów. Już teraz Sigurdsson stał się bohaterem narodowym. Po raz pierwszy od 2007 roku Niemcy walczą o medal wielkiej imprezy. Gdyby zapowiedział ten sukces dwa lata temu, uznano by go za szaleńca. A Islandczyk i tak nic by sobie z tego nie robił. Na całe szczęście. Dzięki wytrwałości w realizowaniu własnych idei jest teraz na ustach całego piłkarskiego świata.

Marcin Górczyński 

Talant Dujszebajew: Moim marzeniem jest praca z reprezentacją Polski

{"id":"","title":""}

Źródło: TVP S.A.

Komentarze (3)
avatar
Janusz Panasiuk
29.01.2016
Zgłoś do moderacji
2
0
Odpowiedz
Norwegia wygra ale nie w tym meczu. Tym razem Niemcy 
endriu122
29.01.2016
Zgłoś do moderacji
1
0
Odpowiedz
Ta drużyna ma ogromny potencjał,moc i wielką przyszłość przed sobą.A przede wszystkim ma trenera , sukces gwarantowany. 
avatar
David Kovalsky
29.01.2016
Zgłoś do moderacji
1
0
Odpowiedz
Nawet dla mnie, fana Bundesligi niektóre powołania wydały się dziwne a tutaj no proszę :)