- Poprzednie mecze, które wygrywałyśmy, wyglądały zupełnie inaczej w naszym wykonaniu. Trochę jednak deprymuje, jeśli panowie nie pozwalają nam robić tego, co potrafimy najlepiej, czyli grać w piłkę ręczną. To naprawdę jest przykre, bo chciałyśmy powalczyć o dobry wynik, a ktoś tam z tyłu był i przeszkadzał nam - żaliła się Katarzyna Kołodziejska.
Pomijając krzywdzące - jej zdaniem - sędziowanie skrzydłowa Energii dostrzegła jednak inne przyczyny porażki swojego zespołu. - Mimo wszystko mogłyśmy pokusić się dziś pokusić o zwycięstwo, ale nie zagrałyśmy tego, co potrafimy. Na pewno bierzemy odpowiedzialność za swoje nieskuteczne rzuty, bo wiedziałyśmy, że obie bramkarki Lublina lubią "siadać", a mimo to tam rzucałyśmy w dół bramki. Myślę, że to była główna przyczyna porażki - przyznała Kołodziejska.
- Grałyśmy też za wolno w ataku, akcjom brakowało tempa, były takie bez polotu. W końcówce lublinianki skontrowały nas, po decyzjach sędziowskich, ale wcześniej z ataku pozycyjnego też nie rzuciły nam zbyt wielu bramek - zakończyła podopieczna trenerki Anity Unijat.