Mariusz Jurkiewicz przebył samochodem 2300 kilometrów, aby po mundialu dołączyć do drużyny. W podróży towarzyszył mu pies Fibi. W mediach z Półwyspu Iberyjskiego pisało się sporo o tym, że nasz rodak może się przenieść do Portland San Antonio. Jednak w kwestii transferu dochodziło do "spięć" pomiędzy działaczami klubowymi. Jurkiewicz do całej sytuacji podchodzi bardzo spokojnie.
- W tej chwili mogę powiedzieć tylko tyle, że jestem szczypiornistą Arrate i z tym zespołem wiąże mnie kontrakt, który obowiązuje do czerwca 2009 roku. Nie wykluczam niczego, ale rozwój wypadków nie zależy ode mnie. Wszystko jest w gestii władz klubów i tego czy dojdą one do porozumienia w mojej sprawie - stwierdził Jurkiewicz, który nie kryje, że pragnie zmienić pracodawcę.
- Portland San Antonio to wymarzona drużyna dla każdego zawodnika. Muszę więc przyznać, iż pewnego dnia chciałbym zagrać w tym zespole. Jednak teraz nie jestem w stanie powiedzieć w barwach, którego klubu zakończę bieżący sezon - dodał reprezentant Polski.
Nie jest tajemnicą, że J.D. Arrate przeżywa poważne problemy finansowe. Przyszłość klubu z Kraju Basków jest niepewna. Jurkiewicz twierdzi, iż poczucie niepewności źle wpływa na jego dyspozycję sportową.
- Oczywiście sytuacja w klubie wpływa na poziom moich występów. Szczypiorniści nie są bowiem piłkarzami nożnymi. Kłopoty J.D. Arrate źle wpływają na koncentrację zawodników. Głowę ma się zaprzątniętą innymi sprawami niż gra. Jest trudno, gdy ma się sześciomiesięczne dziecko i trzeba szukać pomocy u rodziców oraz wśród przyjaciół, żeby przeżyć. Dzieje się tak nie tylko w Arrate, lecz we wszystkich zespołach, w których pojawiły się podobne problemy - zakończył Jurkiewicz.