Mecz z AZS-em był pierwszym ligowym meczem piłkarzy ręcznych Zagłębia w Lubinie w tym roku. Nic więc dziwnego, że frekwencja dopisała. Hala SP 14 była wypełniona niemal po brzegi, w większości kibicami Zagłębia, ale także liczną grupą fanów z Gorzowa. Na emocje z pewnością nikt nie mógł narzekać, ale z wyniku jedni cieszyli się dużo bardziej od drugich.
Już początek spotkania pokazał, że o punkty nie będzie łatwo. Goście po dwóch minutach i bramkach Wojciecha Klimczaka prowadzili 2:0. Na odpowiedź Zagłębie nie trzeba było jednak długo czekać. Kilka chwil później lubinianie wygrywali 3:2. Trzy kolejne akcje skutecznie wykończyli gorzowianie i znów prowadzili, tym razem różnicą dwóch bramek. Przez kolejne fragmenty meczu trwała wymiana ciosów, a sytuacja zmieniała się jak w kalejdoskopie. Raz prowadzili goście raz gospodarze, ale żadnej z drużyn nie udało się wypracować większej przewagi niż trzybramkowa. Do czasu... w 27. minucie bramkę dla AZS-u zdobył Robert Jankowski i było 16:13 na korzyść przyjezdnych. W końcówce pierwszej połowy lubinianie starali się zniwelować straty, jednak gubili się zarówno w obronie jak i w ataku i na przerwę, schodzili przegrywając 15:18.
Zaraz po zmianie stron podopieczni Jerzego Szafrańca rzucili się do odrabiania strat, co szybko przyniosło efekt. Cztery pierwsze bramki dla Zagłębia po przerwie zdobył Tomasz Kozłowskie, w tym czasie gorzowianie trafili do lubińskiej bramki tylko raz i mieliśmy remis. W 38. minucie bramkę rzucił, wyróżniający się na parkiecie Robert Kieliba i Zagłębie wyszło na prowadzenie 23:22. Dziesięć minut później, za sprawą skutecznych ataków i dobrej gry w obronie, a także udanych interwencji Adama Malchera lubinianie wyszli na trzybramkowe prowadzenie - 29:26. Jeszcze w 51. minucie było 30:27 i wydawało się, że podopieczni Jerzego Szafrańca "dowiozą" wynik do końca. Goście nie zamierzali się jednak poddawać. Walczyli ambitnie i zmniejszyli straty do jednej bramki. Prawdziwy horror rozpoczął się w 60. minucie spotkania, kiedy było 35:34 dla Zagłębia. Lubinianie zgubili piłkę w ataku i ostatnią akcję mieli "akademicy". Pięć sekund przed zakończeniem meczu AZS miał rzut wolny, który wykonywał już po syrenie końcowej. Do piłki podszedł Marcin Skoczylas i rzucił na tyle precyzyjnie, że piłka znalazła drogę do naszej bramki. Szał radości w ekipie z Gorzowa i niedowierzanie na twarzy zawodników i kibiców Zagłębia - to obraz po syrenie kończącej spotkanie.
- Historia zatoczyła koło. Mecz w Gorzowie miał niemal identyczny przebieg i też kończył się rzutem po końcowej syrenie. Wtedy nie udało się AZS-owi zdobyć wyrównującej bramki, tym razem tak. Nie wiem jak to się stało - mówił z niedowierzaniem Tomasz Kozłowski.
MKS Zagłębie Lubin - AZS AWF Gorzów Wielkopolski 35:35 (15:18)
Zagłębie: Malcher, Świrkula, Skowron - Niedośpiał 1, Zadura 2, Steczek, Tomczak 6, Kozłowski 8, Morawski 2, Obrusiewicz 2, Anuszewski 4, Kieliba 7, Nowak 3.
AZS: Szczęsny, Wasilek - Rafalski 4, Bosy 4, Jankowski 6, Jagła 3, Kaniowski 1, Ruszkiewicz, Krzyżanowski 1, Tomiak, Galus 4, Skoczylas 5, Klimczak 7, Kliszczyk.
Kary:
Zagłębie: 12 min.
AZS: 8 min.
Sędziowali: Grzegorz Budziosz (Wolica), Tomasz Olesiński (Kielce); Delegat ZPRP: Ryszard Matuszewski (Szczecin).
Widzów: ok. 600 (w tym ok. 50 z Gorzowa).