Gdańsk ma ogromne tradycje - II część rozmowy z Januszem Czerwińskim, Rektorem Honorowym AWFiS Gdańsk

Prof. dr hab. Janusz Czerwiński w drugiej części rozmowy z portalem SportoweFakty.pl zdradził swoje przemyślenia dotyczące sytuacji gdańskiej piłki ręcznej w przeszłości, a także podzielił się swoimi informacjami dotyczącymi aktualnej kondycji tego sportu w Grodzie Neptuna.

Patrząc na aktualny skład reprezentacji Polski, większość zawodników jest wykształconych przez Wybrzeże, lub byli już w GKS-ie, ale nie zdążyli zadebiutować w tym klubie z powodu wycofania się drużyny z ligi. Z czego to wynika?

- Gdańsk ma ogromne tradycje, gdyż od lat sześćdziesiątych piłka ręczna była szalenie popularną dyscypliną w regionie i było wiele znakomitych wyników osiąganych przez Wybrzeże i Spójnię, które przez pewien czas toczyły główną rozgrywkę o Mistrzostwo Polski. Bardzo popularna była też piłka ręczna w szkołach. Pamiętam, jak na początku lat sześćdzisiątych wraz z trenerem Wallerandem, gdy jeszcze byłem zawodnikiem, organizowaliśmy turnieje szkolne dla szkół podstawowych, w których startowało 70 zespołów chłopców. Rozgrywki trwały od października do marca i przeprowadzone były na jednej sali Spójni na ulicy Słowackiego. Gdy była sprzyjająca pogoda, to wszyscy grali również na boiskach otwartych.

Co się więc dzieje, że od dziesięciu lat gdańskie kluby padają jak muchy?

- Niestety brakuje pieniędzy, jednak nie tylko u nas. Na Górnym Śląsku padło bardzo dużo klubów, do tego Śląsk Wrocław, Warszawianka. W Trójmieście postawiono na profesjonalizm, który na przykład w koszykówce zabrał ogromne pieniądze, które były niewspółmierne do efektu. Nasza sekcja utrzymuje się na poziomie 300-400 tysięcy zł przy dużych świadczeniach od strony uczelni, która nie liczy za bazę, noclegi, czy też jedzenie, a na koszykówkę idą grube miliony i był swoisty drenaż, bo jak pieniądze idą na coś, to komuś innemu ich po prostu brakuje.

A jak to możliwe, że po dwóch Mistrzostwach Polski na początku wieku Wybrzeże dograło jeszcze tylko jeden sezon?

- Nie było środków finansowych i wszystko się zawaliło.

W ostatnich tygodniach odeszło wiele zawodniczek żeńskiej drużyny AZS AWFiS. Jaka była przyczyna?

- Przyczyna była prosta. Nie stać jest uczelni, aby podpisywać kontrakty z zawodniczkami na kwoty, które są wyższe, niż mogą być przyznane studenckie stypendia. Była firma Dablex, która to wspierała, jednak do pewnego czasu. Gdy się ona wycofała, to uczelnia nie mogła udźwignąć drużyny. Nie była to decyzja łatwa, ale nie ma wyjścia.

Mówi się, że odszedł Dablex i przez to nie ma pieniędzy. Nikt jednak nie zauważa tego, że żużlowe Wybrzeże ma koło 50 sponsorów, Lechia koło 30, Trefl również koło 20 mimo, że dopiero rozpoczął swoją działalność. Czy AZS nie szukał zbyt słabo sponsorów i nie próbował zbyt słabo zareklamować tego sportu?

- Jest to bardzo złożony problem i nie chciałbym się na ten temat wypowiadać, aby nie obarczać klubu AZS, bo są tam ludzie którzy pracują i wkładają w tą pracę dużo wysiłku. Trzeba też wziąć pod uwagę fakt, że klub AZS to nie są tylko sekcje piłki ręcznej, ale poza tym jest osiem innych sekcji, które też funkcjonują i też trzeba zabezpieczyć środki i nie jest to takie proste.

Mimo wszystko na trybuny najbardziej przyciągały sekcje piłki ręcznej...

- Gry zespołowe zawsze przyciągają widza. Gdyby to było dobrze rozreklamowane i gdybyśmy dysponowali silniejszym zespołem, to jestem przekonany, że byłyby komplety widzów.

Może właśnie zabrakło promocji, lepszej współpracy z miastem...

- Z miastem jest dobra współpraca, więc tutaj nie można narzekać. Cała hala jest obłożona reklamami Gdańska, herbem. Miasto nam pomaga w takim zakresie, w jakim może. Gdańsk ma sytuacje z jednej strony korzystną, z drugiej niekorzystną, gdyż ma najwięcej zespołów w Ekstraklasach w Polsce. Jak się chce każdemu coś dać, to trzeba mieć naprawdę dużo pieniędzy. W innych miastach, gdzie jest jedna, lub dwie drużyny w Ekstraklasie łatwiej jest te drużyny wspierać.

Kilkakrotnie w sezonie mecze AZS AWFiS pokrywały się godzinowo z meczami żużla, hokeja, piłki nożnej. Czy nie jest to bezsens biorąc pod uwage fakt, że wielu kibiców sportu w Gdańsku jest kibicami kilku dyscyplin i chcieliby oni pójść i na to i na to?

- Myślę, że jest to wina sekretariatów klubów, które się nie dogadywały i ta sprawa powinna być unormowana. Jest to tak oczywiste, że szkoda na to poświęcać więcej czasu.

Jak wygląda przyszłość gdańskiej piłki ręcznej?

- Jako człowiek, który na tą chwilę się bardziej temu przygląda życzyłbym sobie, aby wszystko się jak najlepiej rozwijało, abyśmy doczekali takiego momentu, w którym zaczęlibyśmy się liczyć nie tylko w kraju, ale i w rozgrywkach europejskich, bo przecież to już w Gdańsku było. Wybrzeże grało w finałach Pucharu Europy i to znaczy, że można. Trzeba jednak włożyć w to wiele wysiłku. Potrzebni są też ludzie dobrej woli, którzy będą chcieli wspierać klub. W klubie uczelnianym wszystko musi się odbywać zgodnie z prawem i zgodnie z przepisami i nie ma możliwości na kombinacje, bo wszystko jest rozliczane. Ogromnym dobrodziejstwem jest to, że poża stroną sportową rozwijamy tych ludzi na odpowiednich odbiorców sportu, bo jest to bardzo ważne. Nasi medaliści olimpijscy włożyli ogromny wysiłek indywidualny i lata ciężkiej pracy. Nasi sportowcy są do tego przyzwyczajani i jest to ogromny kapitał.

Czy jest możliwe, aby w najbliższym czasie w Gdańsku nie było tego co jest od lat, czyli: Jest drużyna, trzech zawodników się wybije, odchodzą do innych klubów, za nich przychodzą juniorzy, gdy będą prezentować odpowiedni poziom, to też odchodzą...

- Chcielibyśmy do tego doprowadzić. Jeżeli znalazłby się sponsor to jestem pewny, że tych zawodników udałoby się zatrzymać, bo oni zostaną tutaj chętnie. Jeżeli jednak nie będziemy stwarzać warunków materialnych, to trudno będzie się dziwić zawodnikowi, który wybiera inny klub, w którym dostaje 5-6 razy więcej. Sport jest inny, niż w czasach w których ja go uprawiałem, gdy był czysto amatorski. W tej chwili młodzi ludzie poświęcają bardzo dużo czasu, aby się właściwie przygotować i chcą coś z tego mieć.

Czy zadłużenie sekcji, o którym jest powszechnie wiadomo jest mniejsze, niż było kilka miesięcy temu?

- Tak. Myślę, że klub sobie z tym poradzi. Nie jestem jednak w zarządzie klubu i nie znam szczegółów, trzeba byłoby rozmawiać z prezesem klubu, aby otrzymać pełne informacje. Z tego co mi jednak wiadomo wszystko idzie w tym kierunku, aby uregulować długi i wyprowadzić klub na prostą.

Komentarze (0)