Podobnie jak w poprzednich domowych pojedynkach trener Piotr Przybecki wpisał do meczowego protokołu zaledwie dziesięciu graczy, w tym dwóch bramkarzy. Słabości wrocławian w pierwszej połowie obnażyła Gwardia, której wystarczyło dziesięć minut meczu, by prowadzić 9:1. - Całkowicie przespaliśmy początek meczu, pierwsze 15 minut nie miało nic wspólnego z piłką ręczną - przyznał trener Przybecki.
Gospodarze, pomimo wyniku 5:17 do przerwy, spróbowali odkupić winy z pierwszej części i w drugich trzydziestu minutach przegrali z Gwardią już tylko 13:14. - Chłopaki zmusili się jeszcze do wysiłku i w normalnym stylu zakończyliśmy zawody. Powalczyli w obronie, parę razy wyprowadzili kontrę i wyglądało to w miarę poprawnie - chwalił zaangażowanie graczy szkoleniowiec Śląska Wrocław.
Gra wrocławian w obronie wygląda momentami przyzwoicie. Mankamentem pozostaje za to postawa w ofensywie. Przy jednym nominalnym rozgrywającym Bartłomieju Koprowskim oraz niedoświadczonym greckim skrzydłowym Orfeusie Andreou na prawej stronie rozegrania niezwykle trudno Śląskowi przebić się przez zasieki obronne rywali.
Z opolanami o swoich umiejętnościach przypomniał co prawda Koprowski, ale rozgrywającemu zabrakło wsparcia. - Swoimi zagraniami umożliwiliśmy Koprowskiemu podjęcie decyzji o rzucie. To nie jego rola, by męczyć się w pojedynkach jeden na jeden z zawodnikami lepszymi od niego. Musimy zdawać sobie sprawę, że on jest jedynym graczem, który w naszym zespole potrafi zagrozić rzutem z dziewiątego metra - podsumował trener Przybecki.