Spotkanie Vive Tauronu Kielce i SG Flensburg-Handewitt było najbardziej wyrównanym z trzech dotychczas rozegranych ćwierćfinałów - jako jedyne zakończyło się także remisem. Wbrew oczekiwaniom nie było to jednak starcie, w którą kluczową rolę odgrywała obrona - wręcz przeciwnie, ozdobą pojedynku były niezwykle efektowne bramki. Tak jak się spodziewano główne role grali bramkarze - Mattias Andersson, Sławomir Szmal i w ostatnim kwadransie Marin Sego, ale linia defensywy obu ekip pozostawiała wiele do życzenia.
- Było dużo emocji, ale myślę, że nie mogę być zadowolony z postawy obrony, popełnialiśmy za dużo prostych błędów. W ataku było nieźle, ale nie powinniśmy zmarnować tak wielu sytuacji w kontrach - powiedział trener Tałant Dujszebajew.
Mecz trzymał w napięciu do ostatnich sekund, ale wcale nie musiało tak być. Niedługo po rozpoczęciu drugiej połowy gospodarze zdołali bowiem wypracować trzy trafienia przewagi i wydawało się, że pójdą za ciosem i wykorzystają chwilową dekoncentrację przyjezdnych. Wtedy jednak mistrzowie Polski wzięli się do odrabiania strat, przetrwali trudny moment i ponownie wrócili do gry.
ZOBACZ WIDEO Czerkawski: Polacy mieli przegrzane głowy
{"id":"","title":""}
- Mamy remis, a był już ciężki moment, gdy przegrywaliśmy trzema bramkami. Zespół pokazał, że ma charakter i walczył do końca. Teraz czeka nas bardzo długie sześćdziesiąt minut. Można powiedzieć, że tutaj walczyliśmy w siedmiu na ośmiu, a u nas będzie odwrotnie, bo kibice będą nam bardzo pomagać - zapowiedział Dujszebajew.
Rewanżowe starcie zostanie rozegrane już w środę, a dzięki zajęciu drugiego miejsca w fazie grupowej kielczanie będę mieli ogromny atut w postaci własnego parkietu.