Zimny prysznic może podziałać na nas mobilizująco - rozmowa z Pawłem Piwko, zawodnikiem Vive Kielce

W przegranym meczu z AZS AWFiS, Paweł Piwko zdobył 4 bramki. Szczypiornista w obszernym wywiadzie dla portalu SportoweFakty.pl opowiada o meczu, sezonie, a także podejmuje niektóre kwestie dotyczące jego przeszłości.

Michał Gałęzewski: Spodziewaliście się takiego trudnego meczu w Gdańsku?

Paweł Piwko: Spodziewaliśmy się, bo nie jesteśmy pierwszą ekipą "z czuba", która tu przegrała. Wiedzieliśmy, że musimy zagrać na sto procent, jednak pierwsza połowa w naszym wykonaniu była zbyt senna. Mieszaliśmy się w obronie, nie wyprowadzaliśmy kontr i Gdańsk prowadził zasłużenie do przerwy.

Mieliście bardzo słabe wejście w drugiej połowie, bo dopiero w dziewiątej minucie rzuciliście pierwszą bramkę z gry...

- Dokładnie. Trudno w 20 minut odrobić to, na co nie pracowaliśmy przez 40. Zabrakło nam kilku minut, ale przede wszystkim dobrego wejścia w ten mecz i zapłaciliśmy za to słoną cenę, przegrywając z Gdańskiem. Cóż można więcej powiedzieć? Musimy zejść z powrotem na ziemię i grać. W tym sezonie jeszcze nic nie mamy i dopiero wszystko przed nami.

Może więc po tych trzynastu zwycięstwach z rzędu ta porażka się przyda?

- Jeżeli będziemy potrafili wyciągnąć z tego wnioski to myślę, że jak najbardziej. Zimny prysznic może podziałać na nas mobilizująco.

Zaskoczyli was chyba szczególnie Chrapkowski i Sokołowski...

- Nie zaskoczyli, bo wiedzieliśmy jak oni grają i jak broni bramkarz. Weszliśmy w mecz jednak bardzo sennie, piłka nam nie chodziła. Dodatkowo przestrzeliliśmy pięć rzutów karnych. To właśnie w takich kwestiach dopatrywałbym naszej porażki, bo mimo naszej słabej gry potrafiliśmy wyciągnąć wynik na remisowy. W końcówce popełniliśmy błąd i przegraliśmy.

Nawiązując do obsady trenerskiej reprezentacji, spokojny trener Waszkiewicz ograł żywiołowego trenera Wentę...

- Tak akurat się stało i mam nadzieję, że często to nie będzie miało miejsca.

Spodziewałeś się w Gdańsku takiej frekwencji na trybunach?

- Zaskoczyło mnie to, bo ile razy miałem okazję tu grać - czy to z Chrobrym Głogów, czy z Kielcami, ta hala była bardzo przerzedzona. Było dużo mniej publiczności. Bardzo fajnie, że przyszło tyle osób. Może to osoba Bogdana Wenty przyciąga ludzi? Może Henrika Knudsena? A może nasz zespół? Niemniej jednak cieszę się z tego, że gdzie nie jedziemy hala się zapełnia i mam nadzieję, że przyczyni się to do poprawy sytuacji piłki ręcznej.

Czy po takim meczu jak ten w Gdańsku będzie chodzić tylu kibiców, co na Wybrzeże?

- Bardzo bym chciał. Ja pamiętam Gdańsk z tego okresu, kiedy była i Spójnia i Wybrzeże. Grałem wtedy w Szkole Mistrzostwa Sportowego. Derby Gdańska, to były to niesamowite wydarzenia sportowe. Na halę trzeba było pójść półtorej godziny przed meczem, a na nim nie było nawet gdzie stać. Życzę powrotu tamtych tradycji, bo Gdańsk zasługuje na dobrą piłkę ręczną.

Czyli pamiętasz z trybun takie mecze, jak Wybrzeża z Barceloną?

- Oczywiście, że pamiętam! Byłem wtedy w pierwszej klasie i było to dla mnie zupełne zaskoczenie oglądać takich zawodników na parkiecie w Gdańsku.

Żałujesz, że nie udało ci się zadebiutować w Wybrzeżu?

- Ja debiutowałem w równie dobrej ekipie, czyli w Śląsku Wrocław. Myślę, że jedna i druga ekipa, to kluby bardzo zasłużone dla polskiej piłki ręcznej. Ja jednak urodziłem się na Dolnym Śląsku i Śląsk Wrocław był bliższy mojemu sercu.

Grałeś w Gdańsku i nie zdążyłeś tam zadebiutować w Ekstraklasie - sekcja Wybrzeża padła. Grałeś we Wrocławiu, Śląsk spadł z ligi, grasz w Kielcach...

- (śmiech, dop.red.) W Gdańsku nie rozpadła się moja drużyna, Śląsk miał ogromne problemy finansowe. Za moich czasów świetnie prosperował Chrobry Głogów, teraz Vive Kielce. Mam nadzieję, że obiorę właśnie ten kierunek (śmiech).

Teraz Śląsk jest wiceliderem tabeli w I lidze i ma szansę awansować do Ekstraklasy...

- Jak już mówiłem Śląsk jest bardzo bliski mojemu sercu. Gra tam wielu moich kolegów. Smutne jest to, że takie firmy rozpadają się z dnia na dzień i nikt o takie marki nie dba. Mam jednak nadzieję, że wszystko się poukłada i Śląskowi uda się na dłużej znaleźć w Ekstraklasie.

Zamierzasz wrócić kiedyś do Wrocławia?

- Moim klubem jest teraz Vive Kielce i zamierzam grać tutaj.

Wróćmy do tego sezonu. Uważasz, że uda wam się zdobyć złote medale?

- Nie wiem. Jesteśmy tak naprawdę nowym zespołem i dopiero się zgrywamy. Jeżeli udałoby się to zrobić już w tym roku, to byłby to olbrzymi sukces. W przekroju sezonu wychodzi na to, że złoto jest jak najbardziej w naszym zasięgu ręki. Nikt jednak się nie cofnie nawet na pół kroku i nie odda nam tego bez walki. Będziemy się starali walczyć od pierwszego do ostatniego meczu i że zdobędziemy złoty medal. Jak się jednak nie uda w tym roku, to nie będzie wielkiej tragedii. Mamy młody, perspektywiczny zespół i za 2-3 lata większość zawodników będzie w optymalnym wieku dla piłkarzy ręcznych.

Patrząc na to jaki macie aktualnie zespół kadrowo i patrząc na kolejne doniesienia prasowe dotyczące waszych wzmocnień w przyszłym sezonie czy uważasz, że Kielce będą grały w czubie Ligi Mistrzów?

- Być może tak, jednak same nazwiska nic nie znaczą. Pokonał nas zespół gdański, który nie ma znanych nazwisk - bo dobrych zawodników ma na pewno - jednak grał zespołowo, z determinacją i nas pokonał. Lepiej mieć wyrównany zespół, niż wielkie nazwiska. Może czasami lepiej mieć sześciu wyrównanych zawodników, niż wybijające się gwiazdy. Zadaniem naszego trenera jest to, żeby poukładać co się da.

Komentarze (0)