Apetyty przed czwartkowym spotkaniem w Gdańsku były olbrzymie. Awans do mistrzostw Europy miał być dla Biało-Czerwonych tylko formalnością, a każdy rywal miał być tylko jak kolejny składnik tortu, który ma zostać zjedzony przez Polaków w Chorwacji. Gdy ambitni zawodnicy wychodzą na boisko, wszelkie założenia można jednak w sporcie włożyć między bajki. Podobnie było i tym razem.
To jednak Serbowie grali jak natchnieni. Od stanu 3:4, gdy kontaktową bramkę rzucił Krzysztof Lijewski, dziesięciotysięczna rzesza kibiców nie poznawała drużyny prowadzonej przez Tałanta Dujszebajewa. Gospodarze popełniali dziecinne błędy w ataku. Z każdą kolejną akcją Serbowie się nakręcali, a Polacy pogrążali. Gdy ze skrzydła trafił Darko Djukić, na tablicy wyników widniał już rezultat 3:11.
Starzy wyjadacze zawodzili, trener posłał więc do boju młodzież. Karola Bieleckiego, który w pierwszej połowie potrafił wpisać się na listę strzelców jedynie podczas rzutów z siódmego metra udanie zastąpił Tomasz Gębala, który nie tylko rzucił trzy efektowne bramki, ale również wywalczył karnego.
Dobre wejście zaliczył również Adrian Nogowski. Zawodnik MMTS-u Kwidzyn dwukrotnie pokonał Strahinję Milicia. Atak wyglądał lepiej, niestety nie można tego powiedzieć o obronie. Gdy tylko udawało się w heroiczny sposób nadrobić jedną czy dwie bramki, szczypiorniści z Bałkanów momentalnie kontrowali. Do przerwy przegrywaliśmy 14:20, a wzburzona mina Tałanta Dujszebajewa mówiła wszystko.
ZOBACZ WIDEO Legia - Real. Mirosłav Radović po meczu: niespodziewane słowa i sms z wielkiego świata
Gdy po bramce Michała Daszka Biało-Czerwoni doszli na cztery bramki różnicy, momentami senną publiczność zaczął mobilizować do dopingu sam trener Dujszebajew. Wrzawa momentalnie się podniosła. Niestety nie współgrało to z postawą Polaków na boisku. Po tym jak w bohaterski sposób powstrzymaliśmy rywali przy grze w podwójnym osłabieniu, ponownie do głosu doszli Serbowie. Gdy na 16 minut przed końcem z kontry trafił Nemanja Ilić, było już 22:29.
Polacy nie mieli już nic do stracenia. W pewnym momencie gospodarze wlali trochę optymizmu w serca polskich kibiców, rzucając trzy bramki z rzędu. Gdy trafił Mateusz Jachlewski przegrywaliśmy 25:28 i mieliśmy jeszcze czas na odrobienie strat. Niestety w tym momencie ponownie piąty bieg wrzucili Serbowie, którzy w błyskawicznym tempie powiększyli przewagę do ośmiu bramek. Nie do zatrzymania był Petar Nenadić. Ostatecznie przegraliśmy 32:37. Kolejnych punktów będziemy musieli szukać w weekend w rumuńskim Cluj.
Polska: Wyszomirski, Szmal - Bielecki 6, T.Gębala 5, Daszek 4, Lijewski 3, Jachlewski 3, Nogowski 2, Łyżwa 2, Kus 2, Przybylski 2, Daćko 1, Jurkiewicz 1, Syprzak 1, Gierak
Karne: 6/6.
Kary: 6 min. (Gierak 2 min., Lijewski 2 min., Kus 2 min.).
Serbia: Milić, Arsić - Nenadić 10, Djukić 7, Stojković 7, Zelenović 6, Ilić 3, Sesum 3, Abutović 1, Marković, Rnić, Radivojević
Karne: 2/2.
Kary: 8 min. (Rnić 2 min., Sesum 2 min., Abutović 2 min., Stojković 2 min.).
Sędziowie: Zotin, Wołodkow (Rosja).
Widzów: 10 000.
Michał Gałęzewski z Gdańska
Tzw zmiana pokoleniowa musiała kiedyś nadejść. O ile "młodym" czy debiutantom można wiele wybaczyć, o tyle do trenera i starszych trzeba podejść nieco inaczej. To na ni Czytaj całość