Krzysztof Łyżwa: Rumunia? Może mi się należało

Materiały prasowe / GRZEGORZ TRZPIL / KS AZOTY PUŁAWY
Materiały prasowe / GRZEGORZ TRZPIL / KS AZOTY PUŁAWY

Azoty Puławy po dogrywce przegrały z Vive Tauronem Kielce 38:39. - Zwycięstwo było na wyciągnięcie ręki - mówi Krzysztof Łyżwa. Rozgrywający z Lubelszczyzny był pierwszoplanowym bohaterem środowego meczu.

WP SportoweFakty: To było świetne widowisko. Do zwycięstwa zabrakło wam sekundy. 

Krzysztof Łyżwa: Sport czasem bywa okrutny. Vive udało się zremisować w ostatniej możliwej akcji, tuż przed końcową syreną i to jeszcze po dobitce. Zwycięstwo było na wyciągnięcie ręki. Trzeba jednak pochwalić cały zespół, bo po przerwie zostawiliśmy na boisku serce oraz zdrowie i mimo katastrofalnej pierwszej połowy udało nam się dogonić rywali.

Azoty to w tej chwili trzecia siła ligi. Bliżej wam do ligowego peletonu czy już do Vive i Wisły?

- Nasz klub z roku na rok fajnie się rozwija i to widać: walczyliśmy w Płocku, gdzie przegraliśmy nieznacznie; teraz pokazaliśmy, że i z Vive przy stuprocentowym zaangażowaniu można powalczyć i pokusić się nawet o zwycięstwo.  

To jedyne porażki, których doznaliście tej jesieni. Wszystko idzie zgodnie z planem czy czuć niedosyt?

- Przegraliśmy tylko z "wielką dwójką", więc powodów do wstydu nie ma. Do Płocka jechaliśmy z nastawieniem na walkę i zwycięstwo, ale zagotowaliśmy się odrobinę w końcówce. Z Vive ostatnie minuty rozegraliśmy bardzo dobrze i o włos wygralibyśmy w regulaminowym czasie. Wszystko idzie do przodu.

W jednym meczu  gigantów da się zaskoczyć. A w play-offach?  

- Na pewno w pojedynczych spotkaniach jest na to większa szansa, ale nie będziemy składać broni. Najpierw trzeba do tych półfinałów awansować, a to jeszcze długa droga. Staramy się nie wybiegać tak daleko w przyszłość, ale wierzę, że w dwu czy trójmeczu także jest szansa na ogranie Vive czy Wisły.

ZOBACZ WIDEO Zygfryd Kuchta: Dujszebajew chciał, żeby odchodzili pojedynczo (źródło: TVP SA)

{"id":"","title":""}

34:29 to wynik pierwszego starcia z Benfiką Lizbona w Pucharze EHF. Wystarczy?

- Pozostał mały niedosyt, bo w końcówce było już siedem bramek przewagi, a mogło być nawet osiem. Kilka błędów, niepotrzebne kary i skończyło się pięcioma. Mimo wszystko cieszymy się z tego wyniku. Nie jedziemy bronić przewagi, tylko wygrać ten mecz.

W przypadku awansu będzie to pierwszy występ Azotów na tak wysokim szczeblu rozgrywek międzynarodowych. Właśnie tego brakuje, by klub potwierdził swoje europejskie aspiracje?
-  

Zgadza się. Brakuje właśnie tego, żeby i na arenie międzynarodowej powalczyć z silnymi rywalami, pokazać się na europejskich parkietach. Wiemy, jak ważny to będzie mecz i zrobimy wszystko, by w końcu awansować do fazy grupowej.

Pan Portugalczykom rzucił 6 bramek. Wysoka forma jesienią musi cieszyć.

- Takiej formy oczekiwałem po przyjściu z Ostrowa. Chciałem dyspozycję z pierwszej ligi utrzymać w Superlidze. Na razie nie mogę narzekać. Wiadomo, jest kilka mankamentów, ale z meczu na mecz staram się doskonalić.

Ostatnio spływają kolejne złe informacje dotyczące reprezentacji. Kolejni zawodnicy rezygnują z gry w kadrze.
-

Zmiany muszą być, to naturalna kolej rzeczy. Ci, którzy od kilkanastu dobrych lat są w reprezentacji, wiecznie grać nie będą. Wiek i zmęczenie im na to nie pozwolą. Nie można się dziwić chłopakom z Vive, ogromne obciążenia się nawarstwiają. Podjęli taką, a nie inną decyzję i trzeba ich zrozumieć. Zmiana pokoleniowa jest potrzebna, ale to długi proces.

O panu głośno zrobiło się po słynnej przerwie na żądanie podczas spotkania z Rumunią. 

- Nie ma co do tego wracać. Wszyscy robią z tego sensację, a tak naprawdę nic się nie stało. Ja ten fragment zagrałem bardzo źle, także nie dziwię się trenerowi, że tak zareagował. Może mi się po prostu należało. Było, minęło. Nie ma co robić afery.

Rozmawiał Maciej Szarek

Źródło artykułu: