W pierwszej połowie obie ekipy toczyły dość wyrównany pojedynek. W końcówce gospodarze nieco odskoczyli, ale gracze z Płocka szybko skontrowali i po 30 minutach było 14:13. Podobnie wyglądał kolejny kwadrans. Wtedy Kancelaria Andrysiak Stal Gorzów zaczęła odskakiwać rywalom.
- To był trudny mecz. Od samego początku nam nie szło, dlatego że graliśmy trochę wolno i było bardzo dużo nieskutecznych rzutów. Nie tyle, że bramkarze bronili, ale dużo słupków, poprzeczek i strat. To były takie sytuacje, które nie pozwoliły nam szybciej odskoczyć. Ostatnie 10 minut zagraliśmy dobrze - podsumował spotkanie trener żółto-niebieskich, Dariusz Molski.
Gdy do końca pojedynku pozostało około 15 minut zawodnicy Orlen Wisły II Płock niemalże zupełnie stanęli. Wówczas znaczącą przewagę osiągnęli gorzowianie. - Ich przestój albo nasze przyśpieszenie w 45. minucie. Cały czas było gorąco. Przez dużą część pierwszej połowy to my goniliśmy. Na szczęście graliśmy na tyle spokojnie i dojrzale, że przeciwnik nie odskoczył na więcej bramek, choć te słupki brały się przecież z nerwowości. Jak już ich dopadliśmy, to trzymaliśmy tę przewagę 2-3 bramek. W sumie siedem do przodu i można było zacząć grać swobodniej - stwierdził szkoleniowiec.
Jego zdanie podziela lewoskrzydłowy zespołu. - Początek spotkania nie napawał optymizmem, ale stopniowo rozpędziliśmy się. Myślę, że było to spowodowane stresem. Tydzień temu mieliśmy przykre doświadczenie w Kościerzynie i trudno było nam się rozkręcić. Tutaj strasznie nam zależało, żeby dobrze zacząć rundę u siebie na boisku i nie zawieść naszych wspaniałych kibiców. W drugiej części spotkania odpaliliśmy, zaczęliśmy grać szybko, mocno stanęliśmy w obronie, przez co poszły szybkie kontrataki i później spokojnie kontrolowaliśmy przebieg spotkania - powiedział Miłosz Bekisz.
ZOBACZ WIDEO Natalia Partyka: nie myślę o końcu kariery, mogę grać nawet przez 10 lat
Podobnego zdania jest inny zawodnik, który docenił także grę przeciwnika. - Wynik nie odzwierciedla naszego stylu gry. Troszkę taka szarpana gra. Wisła to młode i waleczne chłopaki. Przyjechali i od początku grali z nastawieniem, że nie odpuszczą żadnej piłki. Postawili się i to fajnie o nich świadczy. Nie było jednak opcji, żebyśmy przegrali - mówił Aleksander Kryszeń, prawoskrzydłowy Stali.
W ekipie z Gorzowa nie obyło się bez problemów. Przed spotkaniem mówiło się o chorobach Stanisława Gębali, Seweryna Gryszki i Oskara Serpiny. Ten ostatni grał najdłużej i z różnym skutkiem. Czy przebyte choroby tych zawodników miały wpływ na grę drużyny? - Pewnie tak. Po Oskarze na pewno było to widać. Pełno adrenaliny, ale nie za dużo skuteczności. Dopiero w końcówce ta moc w nim eksplodowała. Od samego początku i w obronie i w ataku można mieć do niego pretensje. Tak, jak zresztą do wielu. Graliśmy zbyt statycznie w obronie, delikatnie i pozwalaliśmy chłopakom z Wisły, żeby te piłki wpadały - zauważył Molski.
Zgromadzeni w hali przy ul. Szarych Szeregów kibice byli świadkami ciekawego zagrania w samej końcówce rywalizacji. Nagle, w okolicach linii środkowej boiska, piłkę otrzymał Krzysztof Nowicki, bramkarz gorzowian, który popędził w kierunki bramki rywali. Niewiele zabrakło do szczęścia, gdyż piłka uderzyła w spojenie słupka z poprzeczką. Po tym zabrzmiała syrena, ale miejscowi mieli jeszcze rzut wolny, lecz nie udało się go zamienić na gola.
- Wiedzieli, że gramy 7-6, a ja widziałem, że wychodzą kryć każdy swego. Postanowiłem zagrać taką sytuację, która nie do końca się udała. Było blisko, ale wyszedł brak doświadczenia Krzysia w takich sytuacjach. On był na czystej sytuacji, ale Oskar z kolei w doskonałej. Jakby mu posłał piłkę w tym momencie, to jest przewaga i bramka. Było to widowiskowe - skomentował trener Kancelarii Andrysiak Stali Gorzów.
Kolejny mecz w I lidze w grupie A żółto-niebiescy również rozegrają we własnej hali. 18 lutego przeciwnikiem będzie Warmia Traveland Olsztyn.