- Nie wiem, czy było dużo nerwów, ale na pewno wystarczyło trochę spokojniejszych rozegrań w kontrze i skuteczności, a wtedy już po pierwszej połowie schodzilibyśmy do szatni prowadząc dwiema lub trzema bramkami, więc później grałoby nam się lepiej - skomentował rozgrywający Vive Tauronu, Michał Jurecki.
Kielczanie bardzo dobrze zaczęli stracie z Węgrami - szybko wyszli na prowadzenie, doskonale funkcjonowała ich obrona, dzięki której wyprowadzali błyskawiczne kontry oraz współpraca na linii rozgrywających z obrotowym Julenem Aguinagalde. Około 20. minuty meczu mistrzowie Polski stracili tempo i dali się wyprzedzić szczypiornistom MOL-Pick Szeged.
- Gdyby nie skuteczność, zwłaszcza też na początku drugiej połowy, gdzie ja, Karol i Dean mieliśmy stuprocentowe okazje, to byłoby lepiej, a tak musieliśmy cały czas walczyć o to żeby wyjść na prowadzenie, a w końcówce je na tyle powiększyć żeby spokojnie dogrywać ostatnie minuty - powiedział Jurecki.
Kluczowym momentem starcia był dla gospodarzy fragment, gdy dwa rzuty karne z rzędu wykorzystał Mateusz Kus. - To jest loteria - albo się trafi albo nie. My robimy wszystko żeby dobrze rzucić, a bramkarz żeby obronić piłkę. Najważniejsze, że wygraliśmy. Zawsze zostawiamy dużo sił na boisku, rotujemy składem, ale nie jest lekko - skomentował obrotowy.
Zarówno Jurecki, jak i Kus byli pod dużym wrażeniem atmosfery, jaką stworzyła kielecka publiczność. - Jak zawsze w naszej hali i tym razem było gorąco. Nie tylko tutaj, ale na wyjazdach nasi fani też są z nami i za to im bardzo dziękujemy - powiedział rozgrywający, a kołowy dodał: - Kibice na każdym meczu są naszym ósmym zawodnikiem. Teraz zaprezentowali piękną oprawę, fantastycznie nas dopingowali, naprawę czapki z głów.
ZOBACZ WIDEO Krzysztof Zimnoch chce "solówki" z Arturem Szpilką