Kancelaria Andrysiak Stal Gorzów do najbliższego pojedynku przystąpi jako wicelider I ligi grupy A. Sobotni mecz będzie starciem beniaminków. Gdy te drużyny spotkały się po raz pierwszy w tym sezonie, to padł remis, choć po pierwszej połowie było 13:9 dla gorzowian.
- To był bardzo dziwny mecz. Mogliśmy przegrać, wygrać i zremisować. Stało się to ostatnie. 25 sekund przed końcem oni mieli przy remisie karnego, nie rzucili, bo Cezary obronił. Od razu wziąłem czas, ustawiliśmy grę, doprowadziliśmy do sytuacji rzutu karnego i też go nie rzuciliśmy, a mecz się skończył. Bardzo trudno grało nam się z tym zespołem - wspominał trener Dariusz Molski.
- Uważam ten remis za szczęśliwy dla nas, mimo okoliczności. W zasadzie to my goniliśmy przez cały czas, nie mogliśmy poradzić sobie z ich nieprzyjemną grą, czyli długie trzymanie piłki, granie na podłożu, do samego gwizdka. Nie są czytelni w tej grze i trzeba być bardzo czujnym. W każdej chwili mogą skrzywdzić. Ponadto bardzo dobrze biegają do kontrataków i na pewno wykorzystają nasze nieskuteczne rzuty - dodał.
MKS Wieluń nieźle spisał się wówczas w defensywie. - Był to bardzo trudny mecz. Wiedzieliśmy, że jest to beniaminek i będzie szukał punktów, szczególnie u siebie. Jechaliśmy tam nastawieni na bardzo mocną walkę. Do przerwy prowadziliśmy kilkoma bramkami. Trochę mogli nas zaskoczyć obroną, bo po przerwie wyłączyli nam Stasia Gębalę. Byliśmy przygotowani na te warianty, ale chyba zabrakło trochę chłodnej głowy. Oni szybko odrobili stratę i doszli nas - tłumaczył Mateusz Stupiński, skrzydłowy Stali.
ZOBACZ WIDEO: Nowa dyscyplina na igrzyskach olimpijskich? "To będzie spektakularne!"
Żółto-niebiescy robią wszystko, by nie dać się zaskoczyć. - Więcej uwagi zwracamy na ich zachowanie się na boisku, czy to pojedyncze, czy zespołowe, czy we fragmentach gry lub grze umownej. Próbujemy tak ćwiczyć, żeby się do tego przyzwyczaić, by było nam łatwiej się przeciwstawić ich sposobowi grania - mówił szkoleniowiec ekipy z Gorzowa.
Z obozu rywali docierają jednak głosy, że mają oni zamiar zdobyć gorzowską twierdzę, w której gospodarze nie przegrali jeszcze ani razu w ligowym spotkaniu od czasów III ligi. - Na pewno będzie to trudne spotkanie. Nikt tutaj nie przyjedzie i się nie położy. Skoro się odgrażają, to wszyscy są zdrowi i będą chcieli nam urwać punkty. Jesteśmy u siebie niepokonani długi czas i mam nadzieję, że nasza twierdza nie padnie. Przygotowujemy się solidnie do tego meczu, oglądaliśmy wideo, trener rozpracował rywali. Dyspozycja dnia zadecyduje, ale chcemy nadal utrzymać naszą twierdzę - zapewnił Stupiński.
Druga pozycja w tabeli rozgrywek sprawia, że beniaminek z Gorzowa może być spokojny o utrzymanie, a taki był przecież cel klubu na starcie. Zaczynają się pojawiać pytania o to, co dalej. - Rozmawialiśmy na ten temat, zauważyliśmy miejsce w tabeli i liczbę punktów. Jesteśmy taką marką, która od samego początku do końca zawsze walczy o jak najlepszy wynik. To, co założyliśmy sobie przed sezonem, już osiągnęliśmy, ale to wszystko mało. Zawsze chce się coś więcej. Chcemy pokusić się o wszystko, co tylko jest możliwe do zdobycia. Założyliśmy sobie wcześniej pewną barierę i od niej mieliśmy zmienić sposób przygotowywania się do zawodów, ale jednak odłożyliśmy to na bok. Atmosfera jest fajna i postawiliśmy sobie poprzeczkę bardzo wysoko. Chcemy grać i zwyciężać - przyznał Molski.
- Apetyt rośnie w miarę jedzenia. Mamy trochę punktów straty do Spójni Gdynia, ale zostało osiem meczów. Chcemy wygrać, co się da, na koniec zliczymy punkty, spojrzymy w tabeli i zobaczymy, na ile to wystarczyło - stwierdził skrzydłowy Kancelarii Andrysiak Stali Gorzów, mówiąc o liderze, Spójni Gdynia.
Czy jest możliwe, by gorzowianie bili się o awans? Byłoby to z pewnością wydarzenie bezprecedensowe, bowiem Stal z każdym sezonem przechodzi szczebel wyżej. Jeszcze w 2015 byli w III lidze. - Nie zakładamy awansu, aczkolwiek nic nie stoi na przeszkodzie i fajnie by było, gdybyśmy zakończyli rozgrywki na pierwszym miejscu. A czy będzie awans, czy nie, to już nie do końca od nas zależy. Na pewno byłoby o nas bardzo głośno. Nie ma jednak ciśnienia. To jest handicap. Nie ma parcia, gramy na luzie, a zespół z meczu na mecz coraz bardziej dojrzewa. Widać to nawet na treningach. Chłopacy są teraz zawodnikami przez duże "Z". To jest to, co zbudowaliśmy i rokuje na przyszłość. Przy Stali Gorzów ten cel jest do zrealizowania. To potężna firma i gwarantuje to, że jako piłkarze ręczni możemy się rozwijać, ale także rozsławiać tę markę nie tylko w Polsce, ale i na świecie - zakończył Dariusz Molski.
Z punktu widzenia regulaminowego rozważania o awansie nijak się mają do rzeczywistości. Brakuje zaplecza, przede wszystkim hali sportowej z prawdziwego zdarzenia, choć ta ma niedługo powstać, a i trudno określić, w jakiej dokładnie kondycji jest klub. Niektórymi zawodnicy Stali być może już teraz przebierają w ofertach czołowych drużyn PGNiG Superligi. Gorzowianie finansowo raczej nie mają szans się z nimi równać. Najbliższe miesiące powinny rozwiać jednak wszelkie wątpliwości.