Vive Tauron na granicy. "Pięć bramek to dużo i mało"

By awansować do ćwierćfinału, Vive Tauron w niedzielnym rewanżu z Montpellier (o godz. 18) musi odrobić pięć bramek straty. - Balansujemy na granicy. To dla nas trudna sytuacja, ale możemy wygrać tę rywalizację - mówi przed meczem Tałant Dujszebajew.

Maciej Szarek
Maciej Szarek
Tydzień temu Vive Tauron Kielce przegrał we Francji z Montpellier HB 28:33. Mistrzowie Polski przez trzy kwadranse prowadzili, lecz ich wysiłek zniweczyła nieudana końcówka, w której gospodarze zdominowali kielczan i zbudowali pokaźną przewagę. Żeby odwrócić losy rywalizacji i awansować do ćwierćfinału Vive Tauron w rewanżu potrzebuje zwycięstwa różnicą co najmniej sześciu goli lub dokładnie pięciu trafień, o ile Montpellier nie zdoła rzucić więcej niż 27 bramek.

Jakie grzechy kielczanie popełnili we Francji? - Mieliśmy przestój w drugiej połowie i to nas bardzo dużo kosztowało. W dużej mierze to zasługa bramkarza Montpellier. Gdy zaczął odbijać niemal wszystkie piłki, gospodarze wypracowali sobie przewagę. Przez większość meczu utrzymywaliśmy jednak korzystny dla nas wynik i kontrolowaliśmy tempo gry - wspomina Mateusz Jachlewski.

Po pierwszej rundzie 1/8 finału żaden z pozostałych uczestników Ligi Mistrzów nie jest w równie trudnym położeniu co Vive. Choć żadna z ekip w rewanżu nie musi odrabiać tak dużej straty jak mistrzowie Polski, w obozie kielczan panuje jednak optymizm.

- Oczywiście, że jest wiara w odrobienie strat! Inaczej byśmy w ogóle nie wychodzili na parkiet - zapewnia lewoskrzydłowy mistrzów Polski. I dodaje: - Fakt, pięć bramek straty to sporo, ale jesteśmy w stanie to odrobić i awansować dalej. Nie możemy pójść z Francuzami na wymianę ciosów, bo to ich styl gry. Kluczem do sukcesu będzie nasza cierpliwość. Musimy ograniczyć do minimum straty w ataku i nie dać rywalom szans na kontrataki, bo to ich najskuteczniejsza broń, o czym przekonaliśmy się w na wyjeździe.

ZOBACZ WIDEO Dawid Kubacki: jesteśmy w stanie regularnie mieć 4-5 zawodników w czołowej dziesiątce

Ze swoim podopiecznym zgadza się trener Tałant Dujszebajew. - Wynik z Francji jest dla nas trudny, ale wiemy, że wspólnie z kibicami możemy odrobić te straty. Ta rywalizacja ma 120 minut. Minęła dopiero połowa. Teraz będziemy mieli za sobą także kibiców, a to nasz wielki atut. Jestem pewien, że zespół uwierzy w siebie. Musimy ograniczyć liczbę strat i błędów w stosunku do meczu w Montpellier - mówi.

Wszyscy zgodnie podkreślają także jak ważnym ogniwem w niedzielnym starciu będzie kielecka publiczność. "Oni mogą nas ponieść!"; "Z nimi możliwe jest wszystko!"; "Dzięki kibicom wzniesiemy się na wyżyny!" - przekrzykują się na przedmeczowym briefingu zawodnicy.

Wiedzą jak trudne czeka ich zadanie. Od kiedy do rozgrywek Ligi Mistrzów wprowadzono system Final Four (od 2010 roku - red.) tylko pięć razy zdarzyła się sytuacja, gdy drużyna, która w pierwszym spotkaniu przegrała pięcioma bramkami lub więcej, zdołała odrobić straty.

Czy pięć bramek w piłce ręcznej to zatem dużo? - I tak, i nie. Myślę, że właśnie do pięciu bramek straty to jest niezły wynik po pierwszym spotkaniu, ale wszystko, co jest od pięciu trafień w górę, to już jest rezultat bardzo niekorzystny. Dlatego te pięć bramek do odrobienia to limit. Balansujemy na granicy - wyjaśnia Dujszebajew.

Jego drużyna po raz pierwszy odkąd Kirgiz objął zespół w 2014 roku do rewanżu przystępować będzie w roli goniącego wynik. Jak zespół odnajdzie się w nowych dla siebie realiach?

- Uważam, że jest to lepsza sytuacja niż ta z 2014 roku, kiedy wygraliśmy czterema bramkami u siebie z Rhein-Neckar Loewen i musieliśmy bronić tej przewagi na wyjeździe. Emocji z pewnością nie zabraknie. Taki jest sport i może zdarzyć się wszystko. Najlepszy przykład - Barcelona w piłkę nożną. Jeżeli oni odrobili cztery bramki, to my tym bardziej możemy pięć - przekonuje trener mistrzów Polski.

Szkoleniowcowi wtóruje Karol Bielecki: - To, że będziemy gonić, zmienia niewiele. To po prostu kolejny mecz, tyle, że tym razem musimy wygrać minimum pięcioma bramkami, co jest do zrobienia. Mam nadzieję, że przy okazji sprawimy kibicom dużo radości: grą, walką, emocjami i finalnie naszym awansem.

W końcu i Vive ma na swoim koncie niesamowity powrót. Prawdopodobnie najbardziej spektakularny w historii Ligi Mistrzów, kiedy to w ciągu ostatniego kwadransa finałowego spotkania z Telekomem Veszprem kielczanie odrobili dziewięć bramek straty i po dogrywce wygrali Ligę Mistrzów. Przypomina o tym popularny "Kola": - Pięć bramek to dużo i mało. Oby ten mecz wyszedł nam tak, jak sobie zakładamy, co ma skończyć się awansem. U siebie możemy wszystko. Odrobiliśmy już ogromną stratę w Kolonii, jest więc tym bardziej możliwe to, że odrobimy teraz pięć bramek we własnej hali - puentuje.

Czy Vive Tauron awansuje do ćwierćfinału Ligi Mistrzów?

zagłosuj, jeśli chcesz zobaczyć wyniki

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×