Chytry plan Rastislava Trtika. MMTS Kwidzyn dał się zaskoczyć

Materiały prasowe / SEHA GAZPROM LEAGUE / Na zdjęciu: Rastislav Trtik
Materiały prasowe / SEHA GAZPROM LEAGUE / Na zdjęciu: Rastislav Trtik

Rastislav Trtik odmienił oblicze NMC Górnika Zabrze. Czeski szkoleniowiec postawił na wysuniętą obronę w meczu z MMTS-em Kwidzyn i trafił w dziesiątkę (26:24). - Daliśmy się zaskoczyć - mówił trener pokonanych Maciej Mroczkowski.

Nowy opiekun Górnika na piłce ręcznej zjadł zęby. 56-latek pracował z niemieckimi MT Melsungen i Empor Rostock, prowadził reprezentację Czech, ze słowackim Tatranem Preszów brał udział w Lidze Mistrzów. Trtik przed nowym sezonem podjął się nowej misji - zbudowania silnego Górnika Zabrze.

Zespół ze Śląska miał w ostatnich sezonach wszelkie predyspozycje do miejsca w ligowej czwórce. Byli i aktualni reprezentanci Polski, świetni bramkarze, czołowi rozgrywający Superligi. Zabrzanie nie wykorzystywali swojego potencjału, popadali w przeciętność i półfinał pozostawał odległą perspektywą. Już pierwszy mecz pod wodzą Trtika - w Kwidzynie z MMTS-em - pokazał, że w Górniku drzemały niewykorzystane pokłady.

Strzałem w dziesiątkę okazała się wysunięta obrona 4:2. Rozgrywający rywali dostali "plastry" w postaci pracujących jak mrówki Rafała Glińskiego i Iso Sluijtersa. Paweł Genda, Michał Potoczny i Marek Szpera - reprezentanci Polski - nie mogli znaleźć wyjścia z tej sytuacji.

- Pozwoliliśmy się zaskoczyć obroną. Nie byliśmy na nią zbytnio przygotowani. Z tego wynikały niektóre nieprzemyślane sytuacje, poza tym nasza skuteczność była niska - ocenił trener MMTS-u, Maciej Mroczkowski.

- Wprawdzie mieliśmy przygotowane warianty na wysuniętą bronę, ale Martin Galia bronił w sytuacjach sam na sam - dodał Michał Potoczny.

Po znakomitej pierwszej połowie Górnikowi przydarzyła się zadyszka, zmiennicy nie udźwignęli ciężaru spotkania i w Kwidzynie doszło do nerwowej końcówki. Martin Galia trzykrotnie uratował jednak zespół i zabrzanie odnieśli bardzo cenne zwycięstwo, szczególnie w kontekście walki o miejsce w czwórce. MMTS i Górnik to bowiem główni kontrkandydaci do półfinałów.

Nawet słabsza postawa w drugiej części nie zaciemni obrazu spotkania w wykonaniu zabrzan. Trtik i jego podopieczni poradzili sobie z absencją zawieszonych - Marka Daćki i Mateusza Korneckiego. A przecież pierwszy z nich w poprzednim sezonie gwarantował kilka, a nawet kilkudziesiąt bramek w meczu.

- Było jeszcze sporo nerwowości. Nie wszystko funkcjonowało tak jak chcieliśmy. Grało się nam trudno, bo przecież nie mogli wystąpić Marek Daćko i Mateusz Kornecki. Zrobiliśmy porządek w głowie, skoncentrowaliśmy się tylko na meczu i to był właściwy wybór. Jestem bardzo zadowolony, że zawodnicy przystosowali się do mojej filozofii gry. Władze Superligi mogą mieć tylko nadzieję, że takich spotkań będzie więcej ocenił Trtik.

- Spotkały się dwie równorzędne ekipy. O porażce zadecydowały małe niuanse. Nie załamujemy się, przyjmujemy to "na klatę", za tydzień jedziemy na mecz do Kielc - podkreślił trener MMTS-u, Mroczkowski. Górnik z kolei zmierzy się ze Spójnią Gdynia.

ZOBACZ WIDEO PGNiG Superliga: bomba Adamuszka. Na takie gole warto było czekać

Komentarze (1)
avatar
tori
4.09.2017
Zgłoś do moderacji
0
0
Odpowiedz
"Plan tak szczwany, że można mu doczepić ogon i powiedzieć, że to lis"