PGNiG Superliga: Spójnia walczyła o sensację, wygrała zabrzańska rutyna

To byłaby sensacja. Debiutująca we własnej hali w PGNiG Superlidze Spójnia Gdynia walczyła jak równy z równym z NMC Górnikiem Zabrze. Gospodarze prowadzili nawet różnicą trzech trafień, jednak rutyniarze z Górnego Śląska ostatecznie zwyciężyli 28:25.

Michał Gałęzewski
Michał Gałęzewski
Piłkarze ręczni NMC Górnika Zabrze Materiały prasowe / NMC GÓRNIK ZABRZE / Na zdjęciu: Piłkarze ręczni NMC Górnika Zabrze

Patrząc na ostatnie sezony oraz potencjały kadrowe obu zespołów, zdecydowanym faworytem byli zabrzanie i od początku, kiedy po rzucie Marka Daćki z karnego było 2:0 wydawało się, że nic nie zagrozi zespołowi Rastislava Trtika. Spójnia pokazała jednak charakter, a jej zawodnicy że nieprzypadkowo znaleźli się w PGNiG Superlidze.

W bramce znakomicie spisywał się znany w PGNiG Superlidze z występów w AZS-ie AWFiS Gdańsk Mateusz Zimakowski, a jego koledzy dostosowali się poziomem. Znakomicie na lewym skrzydle szalał Rafał Rychlewski, a gdynianie rozkręcali się przy aplauzie hali. Kiedy w 21. minucie trafił Jewhen Krawczenko, kibice przecierali oczy ze zdumienia.

Rutyna zawodników Górnika w końcu jednak była widoczna na boisku. Po okresie słabej gry, zabrzanie w końcu wyrównali po bramce Patryka  Glucha, jednak ani razu nie prowadzili w I połowie. Gdy wydawało się, że na przerwę obie drużyny zejdą przy remisie, znakomitą dwójkową akcję przeprowadziła Spójnia, a rzutem zakończył ją Robert Kamyszek. W Gdyni pachniało sensacją.

Na początku drugiej połowy wydawało się, że Spójnia ponownie zacznie budować swoją przewagę. Gdy do bramki bronionej przez Mateusza Korneckiego trafił Bogdan Oliferchuk, było już 16:13 dla drużyny Marcina Markuszewskiego. Później jednak w szeregach gospodarzy nastąpił drobny przestój, co brutalnie wykorzystali goście. Gdy karnego wykorzystał Bartłomiej Tomczak, NMC Górnik po raz pierwszy w tym spotkaniu wyszedł na prowadzenie.

ZOBACZ WIDEO Niewidomi bohaterowie sportu

Podziałało to jednak na Spójnię jak płachta na byka. Drużyna z Trójmiasta trafiła trzy razy z rzędu, ponownie murując w obronie i nie tracąc bramki przez 8 minut. Passę przerwał dopiero Tomczak z karnego i ponownie lepiej zaczął wyglądać i gdy trafił Daćko, po raz pierwszy drużyna z Górnego Śląska wyszła na dwubramkowe prowadzenie.

Rutyniarze z Górnego Śląska już nie pozwolili drużynie, w której na palcach jednej ręki można policzyć zawodników, którzy mają superligowe doświadczenie. Gdyby dawano jakiekolwiek punkty za dzielność i wolę walki, z pewnością Spójnia nie kończyłaby meczu na tarczy. Liczy się jednak większa liczba bramek, w czym bardzo pomocna jest rutyna. Tutaj dominowali goście, którzy wygrali 28:25.

Spójnia Gdynia - NMC Górnik Zabrze 25:28 (13:12)

Spójnia: Zimakowski, Głębocki, Michalczuk - Rychlewski 6, Kamyszek 6, Oliferchuk 4, Krawczenko 2, Lisiewicz 2, Marszałek 2, K.Pedryc 1, Ćwikliński 1, Kirylenko 1, Brukwicki, Jamioł.
Karne: 2/2.
Kary: 12 min. (Oliferchuk 4 min., Kirylenko, K.Pedryc, Jamioł, Kamyszek - po 2 min.).

Górnik: Galia, Kornecki - Daćko 9, Tomczak 6, Adamuszek 4, Tatarincew 2, Sluijters 2, Gluch 2, Buszkow 2, Gliński 1 oraz Gromyko.
Karne: 5/7.
Kary: 12 min. (Adamuszek 6 min. - cz.k., Gliński, Gluch, Sluijters - po 2 min.).

Sędziowie: Baranowski, Lemanowicz.
Delegat ZPRP: Ireneusz Cieśliński (Elbląg).

Widzów: 700.

Czy postawa Spójni w meczu z tak rutynowanym zespołem jak Górnik jest niespodzianką?

zagłosuj, jeśli chcesz zobaczyć wyniki

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×