Zostałyśmy skrzywdzone - Politechnika Koszalińska po finale Pucharu Polski

Zdjęcie okładkowe artykułu:
zdjęcie autora artykułu

Mimo ambitnej walki i prowadzenia po pierwszej połowie spotkania koszalińskie piłkarki ręczne nie obroniły Pucharu Polski wywalczonego przed rokiem. Podopieczne Waldemara Szafulskiego przegrały w Kaliszu z Zagłębiem Lubin. <i>- Uważam, że sędziowie bardzo nierówno prowadzili to spotkanie. W drugiej części gry wyrzucali nas na dwie minuty w kilku sytuacjach. To troszeczkę nas rozbiło</i> - powiedział portalowi SportoweFakty.pl trener Politechniki.

Nie po raz pierwszy w kaliskiej hali Winiary Arena gościła piłka ręczna na najwyższym krajowym poziomie. Jednak w minioną niedzielę na parkiet wybiegły panie, czego w Wielkopolsce nie oglądano. - Hala bardzo nam się podobała, była przytulna i dobrze się nam grało. Sądzę, że Kalisz zasługuje na organizację tego typu imprez - powiedziała naszemu portalowi Joanna Dworaczyk, jedna z występujących podczas historycznego pojedynku. W finałowym starciu Pucharu Polski Politechnika Koszalińska musiała uznać wyższość lubińskiego Zagłębia. - Wydaje mi się, że o wszystkim zadecydowała druga połowa. W pierwszej grałyśmy dobrze, konsekwentnie. Miałyśmy parę niewykorzystanych rzutów, ale wszystko układało się po naszej myśli. W kolejnych minutach nie było już tak dobrze. Stanęłyśmy w obronie i w ataku. Nie wiem, czemu tak się stało, że nasza gra po przerwie była zdecydowanie gorsza - powiedziała po spotkaniu Wioletta Serwa, zawodniczka pokonanej ekipy.

Wspomniana przez zawodniczkę druga część pojedynku znacznie różniła się od początkowych minut meczu, kiedy na parkiecie panował chaos i brak zdyscyplinowania w obronie. Sędziowie coraz częściej odsyłali zawodniczki na ławkę kar, co według szkoleniowca drużyny z północy Polski było niepotrzebne. - Uważam, że sędziowie bardzo nierówno prowadzili to spotkanie. W drugiej części gry wyrzucali nas na dwie minuty w kilku sytuacjach. Dwukrotnie należał się nam rzut karny, który nie został podyktowany. To troszeczkę nas rozbiło. - twierdził po starciu Waldemar Szafulski. - Ja bym jeszcze coś dołożyła do tej opinii, ale nie chcę. Powiem tylko, że zostałyśmy skrzywdzone - poparła swojego szkoleniowca Joanna Dworaczyk, zdobywczyni czterech bramek dla swojej ekipy.

Koszalinianki i ich trener nie zrzucają całej winy na arbitrów prowadzących decydującą o losach trofeum rywalizację. - Przeciwnik nas doszedł i wyszedł na prowadzenie. Jeszcze raz poderwaliśmy się, ale nie udało się osiągnąć korzystnego rezultatu. Poza tym zabrakło skuteczności w stuprocentowych sytuacjach - stwierdził Szafulski. - W zwycięstwie przeszkodził przede wszystkim brak konsekwencji oraz dużo kar dla naszego zespołu. Poza tym byłyśmy nieskuteczne, co na nas się bardzo zemściło - mówi Dworaczyk.

Ogromnym wsparciem dla drużyny była grupa fanów, która zjawiła się w Kaliszu. Dobrze zorganizowani, ubrani w jednakowe koszulki koszalinianie głośno dopingowali swój klub i do końca wierzyli w końcowy sukces. Nasi kibice byli dla nas ogromnym wsparciem. -Tak jak u nas przychodzi na nasze mecze po 500-700 osób by nam kibicować i dzisiaj również byli z nami. Ich doping był bardzo sympatyczny. Gdyby to był inny termin, to myślę, że tych autokarów byłoby troszeczkę więcej - opowiadał trener pomorskiej ekipy. - Uważam, że mamy najlepszych kibiców w Polsce i za to im dziękujemy, bo są z nami na dobre i na złe - zakończyła piłkarka Politechniki.

Źródło artykułu:
Komentarze (0)