Nieistotne, że Hiszpanie przyjechali do Kalisza w mocno okrojonym, eksperymentalnym zestawieniu. Polacy zagrali pierwszą połowę na wysokim poziomie i nawet z silniejszym rywalem mogliby dominować. Świetnie bronił Adam Morawski, środek obrony wymuszał błędy, nadarzyło się kilka okazji do kontr i Biało-Czerwoni prowadzili do przerwy 14:12, choć mogli wyżej. W kulminacyjnym momencie przewaga wynosiła pięć goli.
Gra siadła po przerwie. Hiszpanie do oporu wykorzystywali nadgorliwość Polaków. Ściągali na siebie uwagę i uruchamiali wolnego kolegę. Lwią część bramek zdobyli w ten sposób. - Daliśmy się oszukać. Nie udało się nam utrzymać poziomu, szczególnie z przodu. Popełnialiśmy proste błędy, których Hiszpanie już nie robili. Sprezentowaliśmy im parę piłek. Wiele pozostaje do życzenia w kwestii gry w przewadze. Nie trafialiśmy nawet na pusta bramkę, w całym meczu trzy razy - analizował Piotr Przybecki.
Choć wynik krążył wokół remisu, Polakom szło w ataku jak po grudzie. Mnóstwo podań nie dotarło na koło do Kamila Syprzaka. Hiszpanie tylko na to czekali. - Dobrze radzą sobie w wysuniętej obronie, ale pojawiają się w niej dziury. Szkoda, że ich nie widzieliśmy. W drugiej połowie za dużo szukaliśmy gry do Syprzaka, czasem na siłę, bez wypracowania pozycji. Nie można takich błędów powielać - podkreślił selekcjoner.
I dodał: - Syprzak zawsze jest widoczny (208 cm - przyp. red.), ale nie zawsze pozostawiony bez opieki. Hiszpanie podpuszczali nas, by do niego zagrać. Trzeba lepiej czytać grę.
ZOBACZ WIDEO PGNiG Superliga: PGE VIVE Kielce ponownie mistrzem Polski