100-lecie polskiej piłki ręcznej, odsłonięcie pomnika szczypiornistów w Kaliszu, na parkiecie mistrzowie Europy. Ładnie opakowane spotkanie w żaden sposób nie osłodziło goryczy styczniowej porażki w prekwalifikacjach MŚ 2019. Europejska czołówka biła się o mundial szczypiornistów, Polacy z hiszpańskimi zmiennikami o prestiżowe, acz nic nie znaczące zwycięstwo.
Stawka się nie liczyła, nasi szczypiorniści zaczęli tak jakby co najmniej próbowali wydrzeć przepustkę na MŚ. Twardo stali na nogach w obronie, zwłaszcza debiutant Paweł Krupa, bili mocno z daleka. W końcu nie mieli się czego bać, najlepsi Hiszpanie ładowali baterie przed nowym sezonem. Jordi Ribera powołał eksperymentalny skład - pięciu mistrzów Europy, wyróżniających się ligowców i wielkie talenty z młodzieżówki. Nic dziwnego, że długo błądzili w ataku. Oddawali rzuty z przymusu, na które czyhał Adam Morawski, pod presją dobrze zorganizowanej obrony gubili piłki i zostali ukarani kontrami.
Prowadzenia 8:3 nie podarowali wyłącznie rywale. Michał Potoczny dyrygował, Paweł Genda i Paweł Paczkowski nacierali, Morawski trzy razy ujarzmił Hiszpanów w sytuacjach sam na sam. Bramkarz płockiej Wisły był jedynym doświadczonym golkiperem w składzie. W ostatniej chwili, z powodu urazu ścięgna Achillesa, wypadł Piotr Wyszomirski i w awaryjnym trybie do Kalisza ściągnięto zupełnego nowicjusza, Tomasza Wiśniewskiego.
Zaplecze mistrzów Europy wzięło się do roboty, Ribera zamieszał w składzie i pod koniec połowy znalazł optymalne - jak na tę chwilę - ustawienie. Defensywa pomagała Siergiejowi Hernandezowi, do kontr biegał jeden z najbardziej ogranych kadrowiczów, Aitor Arino, podania przedostawały się na koło do Inakiego Peciny. Sami Polacy też wyciągnęli dłoń, obijali Hernandeza, wybierali gorsze opcje niż dotychczas. Chociażby Rafał Przybylski dopiero w czwartej próbie złamał obronę.
Owszem, dobry wynik do przerwy cieszył, ale tak naprawdę był drugorzędną sprawą. Jak to w sparingu, liczyło się wypracowanie nowych schematów i zachowań, co Piotr Przybecki dawał odczuć zmianami. Na środku obrony testował kolejnego debiutanta, Huberta Korneckiego, na lewym rozegraniu w większym wymiarze postawił na Antoniego Łangowskiego, między słupki wszedł Wiśniewski. Trochę minęło zanim cokolwiek zaczęło funkcjonować i przewaga zniknęła piorunem.
Polacy nie odpuszczali, gonili rezultat. Szkoda tylko, że większość bramek padała po indywidualnych popisach Łangowskiego i świetnego Paczkowskiego. Hiszpanie na drugim biegunie - coraz bardziej przemyślane akcje, rzuty z czystych pozycji, szybkie wznowienia. I to wcale nie za pomocą jakiś wymyślnych środków. Ściągnięcie na siebie obrońców i podanie do pierwszej linii. A Angel Montoro, tak krytykowany za płockich czasów, po prostu robił użytek z 212 cm. Jeżeli chodzi o organizację gry w ataku, to Hiszpanie dali nam lekcję.
W końcówce Biało-Czerwoni zerwali się jeszcze do odrabiania strat, Przybylski zmniejszył różnicę do jednego gola. Chwilę później Marc Canellas rozwiał wątpliwości.
Polska - Hiszpania 30:31 (14:12)
Polska: Morawski, Wiśniewski - Krupa 1, Krajewski 1, Walczak 3, Kornecki, Łangowski 3, Genda 2, Czuwara, Syprzak, Potoczny, Moryto 5/3, Daszek 1, Przybylski 4, Paczkowski 7, Gierak 1, Chrapkowski 2
Karne: 3/3
Kary: 8 min. (Walczak - 4 min., Kornecki, Genda - po 2 min.)
Hiszpania: Hernandez, Biosca - Pecina 4, Fernandez Perez, Garciandia, Bazan 1, Montoro 4, Gomez 3, Arino 5, Goni, Garcia, Costoya 1, Figueras 2, M. Canellas 2, Dujshebaev 4, Odriozola 5
Karne: 1/1
Kary: 14 min. (Odriozola, Pecina, Bazan – po 4 min.; Montoro – 2 min.)
ZOBACZ WIDEO MŚ 2018. Jakub Błaszczykowski dla WP SportoweFakty: Nie mogłem wstać z łóżka bez tabletek. Nie myślałem nawet o treningu