Kiedyś od jednej z osób zatrudnionych w Związku Piłki Ręcznej w Polsce usłyszałem opinię, że I liga mężczyzn musi liczyć wiele zespołów oraz posiadać dwie grupy, gdyż samorządy nie mogą przeznaczyć środków na drużyny występujące w trzeciej klasie rozgrywkowej. Teraz działacze poszli krok dalej - podzielili zaplecze PGNiG Superligi na trzy grupy. Mało! Zróbmy 8 grup, niech każdy gra przynajmniej w 1 lidze! Przypomnijmy, najwyższa klasa rozgrywkowa to liga zawodowa, stawiająca przed jej uczestnikami wysokie wymagania Aby być na jej zapleczu, w niektórych przypadkach wystarczy po prostu istnieć.
Po ostatniej reformie powiem słowa, które mogą niektórych obruszyć. Bądźmy jednak poważni - obecnie w Polsce nie ma drugiej klasy rozgrywkowej. Czym jest liga podzielona na trzy grupy, której mecze odbywają się często w szkolnych salach, a nawet wygrana wszystkich spotkań nie daje gwarancji występów wśród najlepszych? Czy rzeczywistym zapleczem PGNiG Superligi są rozgrywki, w których zarobki na poziomie 1500-2000 złotych są powodem do zadowolenia, bo rywal może grać za 500 złotych lub stypendium z uczelni? Podziwiam też dobrą wolę osób, które ustalały skład grup. Podpowiem tu tylko, że geografia niekoniecznie jest jedynym, najbardziej trafnym kryterium przydziału. Czasem przyda się też przeanalizowanie tabel i potencjałów drużyn z poszczególnych regionów.
Nie chcę tu obrazić żadnych pierwszoligowych działaczy, zawodników, czy kibiców - staracie się, realizujecie swoją pasję. W PGNiG Superlidze mężczyzn wprowadzono jednak zasadę spadków i awansów. Nie chciałbym być w skórze tych, którym w sezonie 2018/19 noga się powinie. Zamiast grać przeciwko drużynom 1-13 w kraju, spadkowicz będzie się mierzył z ekipami numer 15-50. Nie chciałbym być też wejść w buty tych nielicznych pierwszoligowych klubów, mających ambicję grać za jakiś czas wśród najlepszych.
Czy rzeczywiście w Polsce mamy 50 klubów na poziomie gwarantującym walkę na poziomie z zespołem, który przed zbliżającym się sezonem musiał spełnić wszelkie wymagania licencyjne? Dlaczego inne dyscypliny mają drugie ligi ogólnopolskie i przynosi to sukces? W piłce nożnej, gdy zreformowano trzecią klasę rozgrywkową nikt nie mówił o tym, że ktoś upadnie, bo nie dostanie kasy z samorządu, a mówiło się o wzroście poziomu. Dzięki temu awans do piłkarskiej 2. ligi jest wielką nobilitacją i przepustką do walki o wyższe cele.
ZOBACZ WIDEO PGNiG Superliga: PGE VIVE Kielce ponownie mistrzem Polski
Bez silnej I ligi nie będzie mocnej piłki ręcznej w naszym kraju. Potencjalnie utalentowani zawodnicy nie będą mieli, gdzie się wybić, a kluby superligowe nie będą wiedziały, na co stać tych, których potencjalnie obserwują. Po reformie I ligi kobiet w ubiegłym roku (teraz do ligi dopuszczono cztery kolejne drużyny) słyszałem od jednego z trenerów klubu z dolnej części tabeli PGNiG Superligi kobiet, że nawet z dwóch zespołów SMS-u ZPRP Płock, które mając w składzie licealistki zdominowały swoją grupę, nie znajdzie jakiegokolwiek wzmocnienia. Bo poziom w grupie A był tak niski. Czy chodzi nam o to, by poza PGNiG Superligą była drogą szeroka otchłań? Czy ktoś nie powinien tu uderzyć pięścią w stół i powiedzieć: chcesz grać w I lidze, przynajmniej staraj się być profesjonalny?
Współczuję tylko nielicznym działom marketingu funkcjonującym w I lidze. Życzę powodzenia w wypromowaniu meczu o nic, w jednej z trzech grup, z którego nic na koniec i tak nie wyniknie. Władze piłki ręcznej niech się jednak nie zdziwią, jak przy frekwencji 300 osób na mecz będzie się mówiło o rekordzie kolejki, a budżety klubów w 80 procentach będą zależne od urzędniczego widzimisię. Tak się zabija sens sportu.
Michał Gałęzewski
1 liga teraz u facetów spada tą reformą na łeb, na szyję.
powinno być: jedna pierwsza liga, dwie drugie, cztery trzecie.