Niechciany w VIVE, szanowany we Flensburgu. Mark Bult wyrobił sobie markę
Nie zdążył nawet zadebiutować w VIVE Kielce, a już musiał pakować walizki. Holender Mark Bult był bodaj największą transferową pomyłką mistrzów Polski. W Niemczech idzie mu jednak znacznie lepiej. Po zakończeniu kariery pracuje w sztabie Flensburga.
- Razem postanowiliśmy, że Mark powinien odejść i była to bardzo trudna decyzja. Następnego dnia razem z trenerem Bogdanem Wentą rozmawialiśmy z nim i powiedzieliśmy mu, że nie jesteśmy zadowoleni z jego gry i postawy - wyjaśniał wtedy prezes Bertus Servaas.
Mark Bult rozpoczął potem wojenkę medialną, żalił się w niemieckich tabloidach, że VIVE potraktowało go fatalnie, a Bogdan Wenta był jego najgorszym wspomnieniem z kariery. O dziwo, nieźle odnalazł się potem w Bundeslidze. Przygarnęło go Fuechse, cztery lata spędził w VfL Gummersbach, na koniec kariery zakotwiczył we Flensburgu jako zastępca kontuzjowanego Johan Jakobsson. W barwach Wikingów wiele się nie nagrał, za to otworzył sobie furtkę do dalszej przyszłości.
Karierę zakończył w 2017 roku i od razu został asystentem Maika Machulli. Po kilku miesiącach pracy świętował mistrzostwo Niemiec, a władze klubu nie miały wątpliwości - Holender to ważny członek sztabu szkoleniowego. Rok przed końcem obowiązywania starego kontraktu, przedłużyli z Bultem umowę do 2020 roku.
- Mark bardzo dobrze pasuje do naszego zespołu - zachwalał go dyrektor Dierk Schmaeschke.
ZOBACZ WIDEO PGNiG Superliga: PGE VIVE Kielce z pewnym zwycięstwem. Górnik przestraszył się swojej szansy