Andy Schmid: Piłka ręczna to nie Hollywood

Maciej Szarek
Maciej Szarek
Wracając do sytuacji sprzed roku (RNL wysłało do Kielc rezerwy, tego samego dnia pierwszy zespół zagrał mecz w lidze z THW Kiel. Lwy przegrały oba spotkania) - powinniście rozwiązać to inaczej?

Myślę, że tak. Dla nas zawodników to była fatalna sytuacja i położenie, w jakim się znaleźliśmy. Ale takie jest życie, klub podjął swoją decyzję, miał swoje powody, dla klubu było to ważne, by pokazać, że coś znowu nie działa i wymaga zmian, ale dla zawodników wciąż to była tragedia.

Faktycznie Bundesliga jest dla was ważniejsza od Ligi Mistrzów?

To się ostatnio trochę zmieniło. Fakt, wcześniej głównym priorytetem było wygranie Bundesligi po raz pierwszy w historii klubu. W lidze gramy 34 mecze, to dla nich sponsorzy płacą pieniądze, kibice kupują karnety, przychodzą na hale. Udało się dwa razy. Teraz chcemy wrócić do Kolonii i grać o najwyższe cele także i w Lidze Mistrzów. Przy dobrym dniu możemy się tam znaleźć, stać nas na to. Dlatego takie ważne będzie zdobywanie punktów w fazie grupowej.

Już dwa lata z rzędu żadnej niemieckiej drużyny w Kolonii nie było. Bundesliga cierpi na syndrom piłkarskiej Premier League?

Może tak być. Problemem jest intensywność rozgrywek i ilość spotkań do rozegrania. Już 30 to jest dużo. To największa bolączka niemieckich zespołów. Musimy dużo odpoczywać, a nie ma czasu. Trzeba zdobywać punkty w każdym meczu. Często gramy w czwartek bardzo wymagający mecz Bundesligi, a już w sobotę Champions League. Do tego dochodzą podróże. Ale nie chcę narzekać, przecież nic się nie zmieni w kolejnych latach...

Piłka ręczna w Szwajcarii. Od 14 lat waszej reprezentacji nie było na dużym turnieju. Ostatnio pojechaliście na mistrzostwa Europy w 2006 roku. W grupie graliście z...?

Polską.

Andy Schmid zdobył...

Pięć bramek.

Nieźle! Wszystko się zgadza. A kiedy znów zagracie na jakichś mistrzostwach?

Myślę, że mamy niezłe szanse teraz, w obecnych kwalifikacjach. Aż 24 zespoły zagrają na mistrzostwach Europy 2020. Szczypiorniak nie jest u nas jednak w najlepszej kondycji. Nie ma profesjonalnej ligi, dlatego naszym drużynom jest ciężko grać w Europie. Są dwa dobre kluby - Kadetten Schafhausen i Wacker Thun - ale nie można porównywać ich z najlepszymi w Europie. Potrzebujemy więcej zawodników w Niemczech, we Francji czy w Hiszpanii. W Szwajcarii płaci się jednak całkiem nieźle, więc zawodnicy nie wyjeżdżają zbyt chętnie. A jeśli ma się coś zmienić, to powinni.

Może to też kwestia szwajcarskiego usposobienia? Lepiej idzie wam w sportach indywidualnych: Roger Federer, Stan Wawrinka, Simon Amman, Dario Cologna, Andy Schmid...

(śmiech) Może? To ciekawe. Ale mamy przecież dobry zespół w piłce nożnej.

Ale z Polską w karnych na Euro przegraliście...

(śmiech) Szwajcaria nie jest po prostu wybitnie sportowym krajem. Jeśli grasz w piłkę nożną, tenisa, albo jeździsz na nartach - może, ale jeśli chodzi o piłkę ręczną, koszykówkę, siatkówkę - to nikogo nie obchodzi. Nie ma w tym pieniędzy, zainteresowania telewizji.

Pan się czuje Rogerem Federerem piłki ręcznej?

O nie, nie, nic z tych rzeczy. Niektórzy, nawet w Szwajcarii, tak mówią, ale ja tak nie uważam. Choć to bardzo miłe.

W związku ze słabym stanem szwajcarskiej piłki ręcznej nie myślał pan zatem o zmianie obywatelstwa i grze dla reprezentacji Niemiec? W piłce ręcznej nie byłoby to czymś niezwykłym.

Nigdy na poważnie. Były co prawda pytania czy to możliwe, dlaczego by nie spróbować, ale nigdy nie doszło do poważnego rozważenia tego z mojej strony czy konkretnych ofert z niemieckiej federacji. Rozmawialiśmy o tym raz czy bym sobie to w ogóle wyobrażał, ale jestem Szwajcarem, urodziłem się tam, stamtąd jest moja rodzina, więc nie poszedłem na to.

Ceni więc pan lojalność. Nie tylko reprezentacji, ale i klubowi. Jeśli wypełni pan niedawno przedłużony kontrakt (do 2020 roku), spędzi pan w Mannheim 10 lat!

Tak, lojalność jest dla mnie ważna. Nie mam też powodów, by się stąd ruszać. Wszystko gra tutaj wspaniale. Oprócz tego cenię stabilizację dla mnie i rodziny. Myślę, że z tego powodu skończę tu karierę.

Duże znaczenie mają w tym sukcesy klubu? Dwa razy mistrzostwo Niemiec, trzy razy drugie miejsce, trzy Superpuchary Niemiec, Puchar Niemiec, jedno Final Four Ligi Mistrzów, wygrana w Pucharze EHF... 

W innym wypadku bym tutaj nie był. Jeśli byśmy nie wygrali Bundesligi, progres klubu w takim stopniu nie byłby możliwy. Dlatego osiągnięcie tego celu było takie ważne. Robiliśmy to krok po kroku, udało się.

Mimo wszystko: nie kusi, by spróbować czegoś nowego? Podobno rozwój wymaga zmian.

Nie uważam tak. Jeśli coś jest dobre, po co to zmieniać? Może to problem ludzi, że nawet jeśli czują się gdzieś dobrze, to szukają zmiany, bo może będzie jeszcze lepiej. Ale ja nie. Jeśli czujesz się gdzieś szczęśliwy, jak ja w Mannheim, zostaw to tak, jak jest. Miałem oferty z wielu spośród najlepszych klubów Europy, ale nigdy nie chciałem odejść.

Ile pan jeszcze da radę pograć? Dziś ma pan 35 lat. Kontrakt jeszcze na dwa sezony. To już ostatni?

Chciałbym gać trochę dłużej. Pod czterdziestkę, do 2022 roku, może 2023? Zależy od formy, szczęścia, kontuzji.

Ostatni cel kariery: triumf w Lidze Mistrzów?

Nie można tak powiedzieć. Mogę za to powiedzieć, że chcę być z zespołem w Kolonii, walczyć wśród czterech najlepszych klubów Europy w niemieckiej hali.

Ale Zlatanem Ibrahimovicem czy Gigi Buffonem (obaj nie zdobyli Ligi Mistrzów - red.) piłki ręcznej to pan na pewno nie chce zostać.

Jasne, że nie! Dlatego chcę do Kolonii. A nuż, może się uda?!

Na Twitterze: Obserwuj Maciek Szarek!

Czy Andy Schmid to najlepszy szczypiornista świata?

zagłosuj, jeśli chcesz zobaczyć wyniki

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×