Wyniki ponad stan. Vardar Skopje rewelacją sezonu

Newspix / Pawel Andrachiewicz / PressFocus  / Na zdjęciu: Vuko Borozan podczas meczu LM Vardar Skopje - Montpellier HB
Newspix / Pawel Andrachiewicz / PressFocus / Na zdjęciu: Vuko Borozan podczas meczu LM Vardar Skopje - Montpellier HB

Odejścia gwiazd, przykręcony kurek z pieniędzmi, nowicjusz na ławce. Pozornie to nie mogło się udać. Tymczasem po 4. kolejkach Ligi Mistrzów Vardar Skopje prowadzi w "grupie śmierci". Mecz z PGE VIVE Kielce będzie jednym z hitów jesieni.

W tym artykule dowiesz się o:

Każdy, kto choć trochę interesuje się piłką ręczną, wie jak wielkie straty poniósł Vardar. Bodaj najlepszy bramkarz świata Arpad Sterbik, Hiszpanie Jorge Maqueda i Joan Canellas, "zabijaka" Ilija Abutović, w końcu Luka Cindrić, brylujący obecnie w PGE VIVE Kielce. Chimeryczny właściciel, rosyjski milioner Siergiej Samsonenko poskąpił grosza i ci najwięksi przyjęli korzystniejsze oferty. Trener Raul Gonzalez - co zrozumiałe - wybrał ciepłą posadkę u boku szejków w Paris Saint-Germain HB.

Zwycięzca Ligi Mistrzów z sezonu 2016/17 właściwie przestał istnieć w dotychczasowym kształcie.

Drużyna z odzysku

Całe szczęście, że Samsonenko postanowił jednak nie zwijać interesu, a takie plotki krążyły w macedońskich mediach. Spekulowano do tego stopnia, że na liście potencjalnych nabywców wymieniano właściciela Szachtara Donieck, Rinata Achmetowa, zupełnie niezwiązanego z piłką ręczną. Skończyło się na cięciach, ale nie tak brutalnych jak w żeńskiej drużynie. Czołowa drużyna Europy splajtowała, jest stawiana na nogi dzięki miejscowym szczypiornistom.

Nowy Vardar zbudowano za mniejsze środki, chociaż bardziej przypominało to partyzantkę niż zorganizowane działanie. Część zawodników udało się ściągnąć po okazjonalnej cenie.

Miejsce w Picku zajął Canellas, więc w drugą stronę powędrował obyty ze Skopje Siergiej Gorbok. Tak samo Stas Skube, dla którego zrobiło się za ciasno w Szeged po powrocie Deana Bombaca. Magdeburg bez żalu pożegnał rozczarowującego Glieba Kałarasza, Grega Ocvirk popadł w konflikt z Celje i zwiał do Vardaru.

Prawdziwą prowizorką zaleciało za to przy obsadzaniu bramki. Z Partizana Belgrad wyciągnięto Dejana Milosavljeva, ponoć wielki talent. "Baby Sterbik" - jak nazywają go Serbowie - miał się uczyć od starszego Strahinji Milicia. Panowie nie zdążyli się nawet dobrze poznać, bo golkiper z hukiem wyleciał z klubu za noszenie pokaźnego balastu tłuszczu. Poszukiwania bardziej ogranego partnera dla Milosavljeva spełzły na niczym, rzutem na taśmę kontrakt podpisał szerzej nieznany Algierczyk Khalifa Ghebdane, który miał jeszcze problemy z paszportem i niedawno podpisanym kontraktem w Hiszpanii. Formalności trwały koszmarnie długo.

W Skopje zostało kilka głośnych nazwisk (Ivan Cupić, Timur Dibirow, Dainis Kristopans, Vuko BorozanIgor Karacić), dało się z nich sklecić mocną siódemkę. Zadania podjął się trenerski żółtodziób Roberto Garcia Parrondo, do 2017 roku aktywny gracz, przez kilka miesięcy pomagający Gonzalezowi. Jakkolwiek by ugładzać temat, Vardar stracił znacznie na sile i miał wypaść z europejskiej czołówki.

Strzał kulą w płot, klub miewa się całkiem dobrze. Jako jedyny w "grupie śmierci" zgarnął komplet punktów w czterech występach.

W kupie siła

- Nie można zapominać, że w najlepszych czasach Vardaru grały nie tylko gwiazdy. Wielu zawodników było w cieniu, wykonywali czarną robotę. Większość z nich została w drużynie. Wprawdzie są indywidualności jak Borozan czy Stoiłow, ale oni też się dostosowali, wiedzą, że mogą coś ugrać tylko wtedy, gdy będą drużyną - tłumaczył Ricci Gjamovski, dziennikarz portalu g-sport.mk.

Macedończycy nie szaleją z radości. Na wyniki Vardaru złożyły się też szczęśliwe zbiegi okoliczności. Obrońca tytułu z Montpellier jest w lesie z formą, przegrał wszystkie spotkania. IFK Kristianstad to nie ta półka, z Veszprem zmierzyli się tuż przed trzęsieniem ziemi i zwolnieniem Ljubomira Vranjesa, ale atmosfera zgęstniała znacznie wcześniej. Rhein-Neckar Loewen wpadło w skopijską pułapkę - w Jane Sandanski Sport Centre wygrywają nieliczni.

- Lwy prowadziły czterema bramkami, ale na naszym parkiecie trzeba zagrać na 100 proc. przez 60 minut. Tego im zabrakło. A Vardar nie spieszył się, nie tracił piłek, co przyniosło efekt - wyjaśniał Gjamovski.

ZOBACZ WIDEO PGNiG Superliga: MMTS postraszył PGE VIVE w pierwszej połowie. Nie zabrakło efektownych akcji [WIDEO]

Na przekór wszystkim

Atak z drugiego rzędu to idealna pozycja dla Vardaru. Bez wielkich oczekiwań, a zarazem bez presji. - Nikt w nas nie wierzył. Dzięki temu jesteśmy maksymalnie zmotywowani, chcemy udowodnić, jak bardzo zbłądzili - mówił niedawno Stojancze Stoiłow.

Obrotowy akurat opuścił pierwsze kolejki z powodu złamania ręki i z boku obserwował popisy kolegów. Szczególnie jednego z nich, Milosavljeva. 22-latek został rzucony prosto na linię frontu i nie tyle przetrwał ostrzał, ale wyszedł z niego zwycięstwo. Wygrał Vardarowi przynajmniej dwa spotkania, w głosowaniu na zawodnika miesiąca w Europie okazał się gorszy jedynie od Alexa Dujshebaeva.

Cała uwaga skupiła się na Serbie, jakby zupełnie zapominając, że to tylko część układanki. Skube znacznie podkręcił tempo akcji, idealnie uzupełnia się z Karaciciem, Dibirow i Cupić to wciąż europejska elita na skrzydłach, Kristopans i Borozan sieją grozę wśród bramkarzy. Jedynym rzucającym się w oczy mankamentem są bardzo przeciętni rezerwowi jak na wymagania Ligi Mistrzów.

Dopóki starczy paliwa

Krótka ławka rodzi obawy o przyszłość Vardaru. - Jak długo Milosavljev będzie bronił na tym poziomie? Nie wiadomo, czy Ghebdane może zrobić tak wielką różnicę jak Serb. Przez wymagający sezon nie da się przejść suchą stopą, nie obędzie się bez kontuzji, a wtedy będą musieli pomóc Ocvirk, Kisielew czy Kalarasz. Tak naprawdę poważne granie zacznie się po styczniowych MŚ 2019. Nikt nie odważy się wyrokować, czy zespół dotrzyma w takiej kondycji do lutego - przeanalizował Gjamovski.

Samsonenko, choć nasycony triumfem w Lidze Mistrzów i ostatnio jakby bardziej zainteresowany rosyjskim handballem, zdaje sobie sprawę z ograniczeń Vardaru i skorzystał z kolejnej sprzyjającej okoliczności. Christian Dissinger przesiadywał na ławce w Kilonii, więc przygarnął go do siebie. Po kilku latach dopiął swego i ściągnął rozgrywającego, na którym zamierzał kiedyś zbudować wielki Vardar. Tylko że teraz to duże ryzyko. Niemiec jest jednym z najbardziej "szklanych" zawodników w Europie, ostatnie dwa sezony to nieustanne powroty i rehabilitacje. Lekarze nie widzieli przeszkód, żeby potwierdzić transfer, Dissinger dołączy do zespołu po spotkaniu w Kielcach, bo wtedy będzie można go zarejestrować w EHF. Nawet bez Niemca Vardar trzyma się jeszcze mocno.

Dla VIVE to jak na razie mecz jesieni. A może nie tylko dla mistrzów Polski. Dwie efektowne ekipy, Dujshebaev i Cindrić przeciwko dawnym kumplom z szatni. Będzie na czym oko zawiesić.

Mecz zaplanowano 14 października, początek o godz. 17.00.

Źródło artykułu: