Statystyki przedmeczowe nie przemawiały za triumfem Piotrkowianina w rywalizacji z Sandra Spa Pogonią. One jednak nie grają. Goście prowadzili od samego początku, choć w końcówce mogli wszystko zaprzepaścić. - Cieszę się, że wygraliśmy, ale muszę przyznać, że zawsze trudno się grało w Szczecinie. Hala jest specyficzna. Trybuny są blisko, ale nigdy nie lekceważymy przeciwnika. Staraliśmy się od początku narzucić swój styl, własne tempo i utrzymywać je do końca - podkreślił Marcin Tórz.
Ekipa Dmytro Zinczuka zachowała nerwy na wodzy. Piotrkowianie prowadzili już 23:17, a jednak do ostatnich sekund musieli bić się o to, by nie stracić wywalczonego sukcesu. Portowcy wyrównali na 26:26 i przez jeden błąd ostatecznie nic nie wskórali. - Trochę za szybko uwierzyliśmy, że mecz jest wygrany. Przestaliśmy biegać. Jak zaczęliśmy się ruszać, z powrotem zdobywaliśmy bramki - przyznał rozgrywający zwycięskiej drużyny.
Ważne dwa punkty w Opolu, teraz komplet "oczek" w Grodzie Gryfa. Piotrkowianin dzięki tym wygranym zaczął pukać do najlepszej ósemki. Sami zawodnicy podkreślali w meczowych wywiadach, że ich wiara w osiągnięcie celu znacznie wzrosła. - Jasne, że tak. Gramy o jak najwyższe cele. Nie będziemy się przed nikim kłaść. Zrobimy, co tylko w naszej mocy, ale tam awansować - nie ukrywał Tórz.
Jednym z mocnych punktów drużyny z województwa łódzkiego w tym sezonie jest jej bramkarz, Marcin Schodowski. Także w stolicy Pomorza Zachodniego pokazał próbkę swoich umiejętności. - Marcin jest fachowcem na bramce. Pomaga nam, jak może. To też jego zasługa, ale nie możemy zarzucić wiele naszej obronie, bo także dobrze funkcjonowała - zakończył 31-letni szczypiornista.
ZOBACZ WIDEO PGNiG Superliga: Przytuła mistrzów się nie boi! Tak rzucał przeciwko PGE VIVE