4 Nations Cup: zwycięstwo wyszarpane Japończykom. Polacy w finale

Polacy w finale 4 Nations Cup w Opolu, choć po meczu z Japończykami nie ma wielu powodów do radości. Nasi szczypiorniści zremisowali z Azjatami 25:25 i wygrali dopiero po rzutach karnych 4:3. O zwycięstwo w turnieju zagrają z Rumunami.

Marcin Górczyński
Marcin Górczyński
Kamil Syprzak w meczu z Japonią Newspix / MIROSLAW SZOZDA / 400mm.pl / NEWSPIX.PL / Na zdjęciu: Kamil Syprzak w meczu z Japonią
Eliminacyjna klęska w Izraelu zasiała wątpliwości w kwestii obsady niektórych pozycji. Trener Piotr Przybecki szuka nowych rozwiązań na kwietniowe i czerwcowe mecze el. ME 2020, bo brak awansu byłby katastrofą, ale tak szeroko zakrojone eksperymenty wzięły się bardziej z potrzeby chwili. Wielu podstawowych kadrowiczów leczy kontuzje i nie przyjechało na grudniowe zgrupowanie.

Podstawowi bramkarze, skrzydłowi, mocny skład wśród kołowych i prawych rozgrywających, za to obawy rodziła obsada lewego rozegrania. Szymon Sićko zagrał epizody 1,5 roku temu, 17-latek Michał Olejniczak zadebiutował raptem dwa tygodnie temu, 20-letni Damian Przytuła po raz pierwszy zjawił się na zgrupowania seniorów. Wychowany w Niemczech Denis Szczęsny spędził z kadrą jeden dzień, nie zdążył nawet oswoić się z językiem i dobrze poznać kolegów, a już musiał wyjść na parkiet.

Obiecujący nowicjusze

Czołowy strzelec drugoligowego TUSEM Essen potwierdził, że może przydać się kadrze. Potężnie zbudowany, mocno stojący na nogach. Przy jego gabarytach trudno o rewelacyjną zwrotność, kilka razy zgubił ruchliwych Japończyków, ale wyglądał nieźle jako środkowy obrońca. W ataku korzystał ze swojej siły, rzucił dwa bramki w 15 minut, dołożył ważne gole w końcówce.

Jeszcze lepsze wrażenie pozostawił po sobie kolejny debiutant. Od lat mówiło się, że Bartosz Kowalczyk jest nadzieją polskiej piłki ręcznej, ale w Azotach Puławy przesiadywał na ławce, bo przegrywał rywalizację z rutyniarzami. Odżył na wypożyczeniu w Mielcu, stał się czołowym środkowym Superligi. Po 10 minutach zmienił apatycznego Adriana Kondratiuka i odcisnął piętno na grze zespołu. Nie pękł, dyrygował na środku, podpowiadał, ustawiał akcje. Nie ustrzegł się pomyłek, szczególnie po przerwie, ale w Kowalczyka warto inwestować. Może w końcu doczekamy się reżysera gry z prawdziwego zdarzenia, a to przecież siódmy zawodnik, testowany na tej pozycji podczas 1,5 roku pracy Przybeckiego. Dobre momenty miał też Sićko. Odważnie kierował piłki do Kamila Syprzaka, próbował wejść na przebój.

Inny etap

Było wiadomo, że z Japończykami nie pójdzie jak po maśle, chociażby dlatego, że przyjechali do Polski w optymalnym składzie i od dłuższego czasu szykują się do ruszających 10 stycznia mistrzostw świata. Trener Dagur Sigurdsson, który doprowadził Niemców do tytułu mistrzów Europy 2016, poukładał ich grę. Nie jest to już piłka ręczna na hura, oparta na mobilności w obronie i kontrach. Azjaci prezentowali się bardziej "po europejsku" i sprawiali mnóstwo problemów. Szczególnie naszym obrońcom, choć Mateusz Kornecki parę razy utarł im nosa.

Polacy prezentowali się jak naprędce zebrany zespół, odbyli jeden trening w niepełnym zestawieniu, niektórzy przystąpili do spotkania z marszu. Bazowali głównie na skuteczności i dynamice Arkadiusza Moryty. Na minus pudła pod japońską bramką i przeciętny występ Rafała Przybylskiego. Od rozgrywającego z największym doświadczeniem reprezentacyjnym wymaga się większego opanowania.

Shinkansen spowolniony

Największą bolączką była jednak pasywna obrona. Japończycy - superszybcy jak pociągi Shinkansen - robili momentami co chcieli, od stanu 15:15 odskoczyli na cztery bramki, a spóźnieni Polacy zbierali kary. Przybecki spokojnie zwracał uwagę podczas czasów i jego zawodnicy wzięli sobie uwagi do serca. Zaczęli szczelniej bronić, po golu Syprzaka doprowadzili do remisu 22:22. Gra do koła przynosiła profity - jeśli nie bramkę, to karnego, wykorzystywanego przez Morytę.

Mecz nabrał rumieńców. Niestety, Polacy mylili się w kluczowych akcjach. Szczęsny dał się łatwo oszukać, zupełnie nie wyszła ostatnia akcja, wymuszony rzut Paczkowskiego trafił w bramkarza. Mecz zakończył się remisem 25:25, o awansie do finału zadecydował seria karnych.

Próbę nerwów przegrał Moryto, który przez 60 minut nie pomylił się ani razu. Po drodze pomyliło się też dwóch Japończyków, a ostatniego karnego wykorzystał Michał Daszek. Cieszy tylko zwycięstwo, bo kolejna porażka jeszcze zagęściłaby atmosferę wokół kadry.

Polska - Japonia 25:25 k. 4:3 (11:13)

Polska: Kornecki, Malcher - Czuwara, Krajewski 1, Sićko 1, Szczęsny 4,  Kowalczyk 2, Kondratiuk, Przybylski 2, Paczkowski 2, Szpera, Moryto 8/5, Daszek 1, Syprzak 4, Salacz, Gębala
Kary: 8 min. (Przybylski, Szczęsny - po 4 min.)
Karne: 5/5

Japonia: Sasaki, Kai - Miyazaki 2, Sugioka, Kasahara, Higashinagahama 1, Yuki Baig 1, Narita, Tokuda 2, Watanabe 5, Anri Doi 1, Shida 3, Motoki 3, Kubo, Tamakawa 1, Okamoto, Yoshino 2, Agaire 4, Kadoyama
Kary: 8 min. (Narita, Watanabe, Shida, Okamoto - po 2 min.)

Karne:

0:0 Tokuda (Malcher obronił)
0:0 Moryto (Kai obronił)
0:1 Sugioka
1:1 Kowalczyk
1:2 Higashinagahama
2:2 Syprzak
2:3 Agaire
3:3 Sićko
3:3 Motoki (obok bramki)
4:3 Daszek

ZOBACZ WIDEO Kto sportowcem roku w Polsce? "Stoch zrobił tyle, że więcej się nie da. A może nie wygrać"
Jak ocenisz Polaków w meczu z Japończykami?

zagłosuj, jeśli chcesz zobaczyć wyniki

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×