Mecz nie należał do wielkich widowisk, prawie przez 60 minut trwało wzajemne przeciąganie liny. Rumuni, m.in. z rozgrywającym Wisły Danem-Emilem Racotea w składzie, wyszli na prowadzenie 12:7 i bronili się przed goniącymi Czechami.
Nasi południowi sąsiedzi, grający bez kilku podstawowych zawodników (Ondrej Zdrahala, Tomas Babak czy Pavel Horak), dopięli swego po przerwie, nawet wyszli na prowadzenie. Po emocjonującej końcówce lepsi okazali się jednak Rumuni.
W finale turnieju w Opolu zmierzą się z Polakami, którzy dopiero po karnych pokonali Japończyków. Mecz zaplanowano 29 grudnia o godz. 17.00. Dwie godziny wcześniej początek spotkania o trzecie miejsce między Czechami i Japończykami.
Biało-Czerwoni będą musieli zwrócić szczególną uwagę na Demisa Grigorasa. Leworęczny rozgrywający był bardzo skuteczny i nie dziwi, że sięgnęło po niego Chambery. Wyróżniali się też Racotea i znany z ligi francuskiej Iuliu Csepreghi. Po czeskiej stronie bardzo dobre momenty w bramce miewał Martin Galia.
Czechy - Rumunia 26:27 (14:15)
Czechy: Galia, Adamik 1 - Becvar 4, Sterba, Kasparek 3, Slachta, Skvaril 1, Vanco 2, Poloz 3, Patzel 2, Solak, Safranek 1, Uzek, Mubenzem 3, Monczka 5, Zeman 1
Kary: 10 min.
Rumunia: Iancu, Vasile - Manescu, Bodor, Rotaru 2, Grigors 8, Buzle, Racotea 5, Becheru, Bujor, Negru 3, Csepreghi 7, Cabut, Fotache, Onyejekwu, Dumitru, Nistor
Kary: 6 min.
ZOBACZ WIDEO #dziejesiewsporcie: Agnieszka Radwańska po 18 latach znów na narciarskim stoku