Jaki był dla HSV Hamburg sezon 2008/2009?
- Bardzo rozczarowujący. Tak można podsumować jednym zdaniem. Nie osiągnęliśmy w tym sezonie żadnego tytułu. Jesteśmy bardzo rozczarowani tym faktem. Dotyczy to zarówno zawodników, jak i działaczy, ale przede wszystkim kibiców. Gwoździem do trumny była porażka w półfinale Pucharu Niemiec. Wszyscy liczyliśmy, że to będzie nasza szansa na wygranie w tym sezonie jakiegoś trofeum. Niestety, w półfinale zagraliśmy bardzo słabo i możemy mieć tylko pretensje sami do siebie, że żaden tytuł nie trafił do HSV Hamburg.
Półfinał Ligi Mistrzów, Półfinał Pucharu Niemiec i drugie miejsce w Bundeslidze to nie są sukcesy?
- Niestety, w Niemczech nikt nie pamięta o tych, którzy zajęli drugie miejsca. Tutaj jest taka mentalność, że nie wygrywa się drugiej pozycji. Przegrywa się natomiast pierwszą. Kiedy wygrywasz, wszyscy cię kochają. O przegranych szybko się zapomina. Może to zabrzmi dziwnie dla ludzi w Polsce, ale w Niemczech drugie miejsce jest porażką. Równie dobrze można być ostatnim. Nie ma większej różnicy pomiędzy drugą, trzecią, a ostatnią pozycją. Tutaj liczy się tylko to, że przegrało się pierwsze miejsce.
Dla ciebie indywidualnie jaki to był sezon? Po mistrzostwach świata w Chorwacji borykałeś się z kontuzją, później wróciłeś na parkiet. Czy jesteś zadowolony z gry?
- Generalnie, jestem zadowolony. Lepiej jednak, gdyby ocenił mnie trener HSV Hamburg lub niemieccy dziennikarze, którzy na co dzień mieli możliwość oglądania mnie w meczach Bundesligi, Ligi Mistrzów czy Pucharu Niemiec. Sam nawet nie chcę odpowiadać na pytania o moją grę. Skupiam się na tym, by jak najlepiej prezentować się w każdym meczu. Jak wcześniej wspomniałeś, miałem też parę problemów zdrowotnych, które uniemożliwiły mi w kilku meczach pokazanie stu procent moich możliwości. Na szczęście, w miarę szybko uporałem się z kontuzjami i wróciłem do zdrowia.
Ostatni mecz z zespołem ze Stralsundu był chyba dobrym sparingiem na koniec sezonu?
- Może tak to wyglądało z boku, ale my naprawdę każdego rywala traktujemy poważnie. W tym meczu chodziło natomiast o to, by trochę fajnych zagrań pokazać kibicom. To był przecież ostatnim mecz w sezonie. Chcieliśmy się z nimi godnie pożegnać, podziękować za cały sezon, za to, że byli z nami i nas dopingowali. Jednocześnie chcieliśmy ich trochę przeprosić za to, ze nie udało się wywalczyć żadnego trofeum. Spotkamy się ponownie za 3 miesiące i będziemy pisać nową historię klubu z Hamburga.
Aspiracje będą pewnie jeszcze większe?
- Jasne, że tak. Ile można czekać na jakieś sukcesy. Moim zdaniem kolejny sezon będzie ostatnim gwizdkiem, żeby coś wygrać. Jeśli znów nie uda nam się wywalczyć czegoś znaczącego, będę miał spore obawy co do przyszłości tego klubu.
Ten sezon był pierwszym, który grałeś w HSV Hamburg wspólnie z bratem, Marcinem. Było zatem inaczej niż w poprzednich latach?
- Na pewno. Miałem brata na treningach i na meczach, na których wspaniale się uzupełnialiśmy. Dla mnie to coś wyjątkowego, mieć brata nie tylko jako rodzeństwo, ale również w klubie i na kadrze Polski. Spędzamy ze sobą praktycznie każdy dzień. Każdą wolną chwilę wykorzystujemy na bycie ze sobą. W poprzednich latach zdążyliśmy się stęsknić za sobą. Teraz to nadrabiamy. To świetne posunięcie ze strony władz klubu z Hamburga, że ściągnęli do HSV mojego brata, Marcina.
We dwójkę chyba raźniej?
- Oczywiście. Czuliśmy się nie tylko jak Polak z Polakiem w jednym klubie i do tego na obczyźnie, ale przede wszystkim jak brat z bratem.
Nie jesteście jedynym braterskim duetem w HSV...
- Rzeczywiście. W drużynie z Hamburga grają także bracia Gille. Oni jednak od początku swojej kariery występują zawsze razem. Wspólnie rozpoczynali swoją przygodę z piłką ręczną we Francji, później razem wkroczyli do reprezentacji trójkolorowych. Razem przyszli także do HSV Hamburg. Słowem, cała ich kariera sportowa przebiega wspólnie. Na pewno jest im łatwiej, grając w jednym klubie i razem w kadrze. W przypadku mnie i Marcina te drogi był trochę inne, głównie z racji różnicy w wieku. Między braćmi Gille są tylko dwa lata różnicy. Między mną a Marcinem sześć, więc naturalnie, jego ścieżka rozwoju kariery sportowej przebiegała nieco inaczej niż moja. Cieszę się jednak, że te drogi się połączyły i gramy teraz w jednym klubie i razem występujemy w reprezentacji Polski.
Jak ci się mieszka w Hamburgu?
- Bardzo dobrze. Traktuję Hamburg jak swój drugi dom. Niemcy stały się dla mnie moją drugą ojczyzną. Hamburg jest chyba jednym z najpiękniejszych miast w Niemczech. Mówię to naprawdę szczerze, a nie z uwagi na fakt, że reprezentuję barwy tego klubu. Byłem w każdym większym mieście w Niemczech i chyba żadne nie przypadło mi do gustu tak jak Hamburg.
Nie męczy cię wielkość Hamburga? Wszędzie pewnie daleko?
- Jedyny minus tego miasta to fakt, że kiedy wybierzesz się do centrum swoim samochodem, zaparkowanie, graniczy z cudem. Kłopoty z parkowaniem to zmora nie tylko Hamburga, ale wszystkich większych miast. Poza tym, Hamburg jest świetnym miastem, w którym naprawdę wiele się dzieje. Jest sporo imprez artystycznych, muzycznych oraz sportowych. W Hamburgu jest co robić. Nie można się tutaj nudzić.
W tym sezonie świetnie grali także piłkarze nożni HSV Hamburg. Byłeś na jakimś meczu futbolu?
- Tak. Wybrałem się raz na mecz, ale niestety akurat wówczas drużyna HSV przegrała. Powiedziałem sobie, ze najwyraźniej przyniosłem im pecha i więcej na mecze już nie chodziłem.
Piłkarze nożni odwiedzają Color Line Arena?
- Owszem. Wiem, że piłkarze nożni przychodzą na nasze mecze. To fajnie, że uzupełniamy się w tym mieście.
Jest rywalizacja między futbolem a szczypiorniakiem?
- Nie. Nie ma ona bowiem sensu. Futbolu popularnością nie przebijemy. Na mecze HSV Hamburg, na stadion, który usytuowany jest obok naszej hali, przychodzi po 60 tysięcy kibiców. Praktycznie na każdym meczu jest komplet widzów. My z kolei cieszymy się z tego, że na nasze spotkania przychodzi prawie po 10 tysięcy kibiców. Pamiętam, kiedy przyszedłem do Hamburga 4 lata temu, hala wypełniała się maksymalnie pięcioma tysiącami widzów. Jak dobrze pójdzie, to może za kolejne 5 lat dorobimy się następnych pięciu tysięcy kibiców i hala Color Line Arena będzie wypełniona po brzegi. Obiekt przygotowany jest bowiem na 15 tysięcy widzów. Jeśli doczekam tego momentu w klubie z Hamburga będę bardzo szczęśliwy.
A propos przyszłości, jak długo zamierzasz grać w HSV?
- Kontrakt mam podpisany do 2011 roku. Tak więc jeszcze dużo grania przede mną w barwach tego klubu. Mój menedżer przekazał mi już informację, że włodarze klubu z Hamburga przygotowują dla mnie ofertę przedłużenia kontraktu o kolejne lata. Na razie jednak nie wybiegam aż tak daleko w przyszłość. Koncentruję się na tych dwóch sezonach, na które mam podpisany kontrakt z HSV Hamburg.
Wkrótce HSV Hamburg zagra mecz pokazowy z klubem, z którego się wywodzisz, czyli Ostrovią Ostrów. Jak przyjąłeś wiadomość o pomyśle zorganizowania takiego spotkania w twoim rodzinnym mieście?
- Początkowo myślałem, że to jest jakiś żart. Przyznaję się szczerze, że kiedy ojciec przekazał mi taką wiadomość telefonicznie, to wyśmiałem się z tego. Tata jednak cały czas poważnie mówił o tym meczu. Wówczas ugryzłem się w język i zacząłem ze zdziwieniem słuchać koncepcji tego wydarzenia. W Polsce coś takiego to jest wręcz nie do pomyślenia. Mecz piłki ręcznej na otwartym stadionie? Coś niewiarygodnego. Na dodatek takie wydarzenie ma mieć miejsce w Ostrowie Wielkopolskim, moim rodzinnym mieście. Zarówno dla mnie jak i Marcina to sprawa szczególna. Będziemy bowiem mogli zagrać w drużynie, w której stawialiśmy swoje pierwsze kroki w piłce ręcznej – naszej kochanej Ostrovii. Do dzisiaj trzymam kciuki za ten zespół. Wiem, że ostrowska drużyna utrzymała się w pierwszej lidze. Życzę powodzenia chłopakom także w kolejnych sezonach.
Wracając jeszcze do Meczu Gwiazd Ostrovii z HSV Hamburg. Oryginalna będzie arena zmagań – otwarty stadion...
- Dokładnie. To jest właśnie niesamowite. Mecz odbędzie się bowiem na stadionie, na którym na co dzień startują miejscowi żużlowcy. Wiem, że organizatorzy szykują specjalną konstrukcję z parkietem, a także zadaszeniem, na wypadek deszczu. Słyszałem, że ten mecz cieszy się już w Ostrowie sporym zainteresowaniem, a bilety rozchodzą się jak świeże bułeczki. Osobiście, bardzo chętnie przyjadę do Ostrowa Wielkopolskiego z moją obecną drużyną HSV Hamburg.
No właśnie, jak twoi koledzy przyjęli wiadomość o takim meczu?
- Byli bardzo pozytywnie zaskoczeni. Nakreśliliśmy im razem z Marcinem pomysł na ten mecz i nie ukrywam, że większość z kolegów również z niedowierzaniem patrzyła na nas. W naszej drużynie jest wiele nacji. Praktycznie, poza Niemcami, w żadnym innym kraju nie organizowano meczu piłki ręcznej na otwartym stadionie.
Słyszałeś coś więcej o meczu na otwartym stadionie w Niemczech?
- Było takie wydarzenie na stadionie w Gelsenkirchen. Z tego, co słyszałem, przyszło wówczas na obiekt 30 tysięcy ludzi. Dla Niemców nie jest to nowość, ale w HSV jest tylko 7 miejscowych zawodników, a reszta to obcokrajowcy. W innych krajach takie mecze – jeśli się zdarzały – to bardzo sporadycznie. W Polsce natomiast bez wątpienia mecz na stadionie to wydarzenie bez precedensu.
Jakbyś zaprosił kibiców na Mecz Gwiazd Ostrovia – HSV Hamburg?
-Z całego serca zapraszam kibiców na ten mecz. Nie tylko fanów piłki ręcznej z Ostrowa i okolic, ale całego kraju. Jeżeli chcecie przeżyć fajną zabawę, oglądając w akcji czołowych zawodników świata, 12 sierpnia bądźcie koniecznie na Stadionie Miejskim w Ostrowie Wielkopolskim. Mecz Ostrovii z HSV Hamburg będzie wielkim wydarzeniem. To jednak nie tylko sam mecz, ale cały spektakl. Po meczu obiecuję, że będziemy do dyspozycji kibiców. Będziecie mogli z nami porozmawiać, zrobić sobie wspólne zdjęcie, zdobyć autografy. Dzięki tej imprezie poznacie nasz klub, czyli HSV Hamburg od podszewki. Naprawdę, wszyscy fani piłki ręcznej w Polsce 12 sierpnia powinni być w Ostrowie Wielkopolskim. Nie wiadomo, kiedy nadarzy się podobna okazja, by obejrzeć mecz na stadionie. Myślę, że ten mecz pozostanie na długo w pamięci kibiców, ale także nas, zawodników. Jestem przekonany, że dzień 12 sierpnia przejdzie do historii polskiej piłki ręcznej.