Raczej nie zagram w eliminacjach do mistrzostw Europy - rozmowa z Bartłomiejem Jaszką, reprezentantem Polski

Pomimo szczerych chęci szanse na grę Bartłomieja Jaszki w ostatnim meczu eliminacyjnym Polaków z Rumunią w Kielcach są bardzo małe. - W czwartek mam jeszcze jechać na konsultację, ale wydaje mi się, że raczej nie będę w stanie zagrać – mówi wychowanek Ostrovii Ostrów, a obecnie reprezentant Fuchse Berlin, z którym przedłużył kontrakt o kolejne cztery lata.

Ominęły Cię mecze eliminacyjne do Mistrzostw Europy. Jak wygląda Twoje zdrowie, bo niestety przyplątała Ci się kolejna kontuzja w tym sezonie?

- Niestety, pech mnie nie opuszcza w tym roku. Myślałem, że już będzie wszystko w porządku po wyleczeniu kontuzji, jakiej nabawiłem się w meczu o trzecie miejsce w Mistrzostwach Świata, ale jak widać, w tym roku to za mało. Czasami się tak zdarza. Co zrobić. Wróciłem do formy, fajnie już mi się grało w Bundeslidze, ale niestety znów nabawiłem się urazu.

Jak do niego doszło?

- Miało to miejsce w meczu ligowym z Flensburgiem. Rzucałem piłkę i w tym momencie zablokowało mi rękę. Całe szczęście, że nie mam żadnych złamań. Mam lekki wylew w ręce. Pękł bowiem woreczek stawowy. Dobrze, że tylko skończyło się na takim urazie.

To jest zupełnie inna kontuzja niż ta, której nabawiłeś się w Chorwacji?

- Tak. Na Mistrzostwach Świata kontuzjowaną miałem lewą rękę. Teraz kontuzji uległa prawa, czyli w moim przypadku, rzutowa ręka. Na upartego mógłbym grać z tym urazem, ale ręka cały czas boli w trakcie meczu. Lekarz kadry, Maciej Nowak obejrzał wyniki rezonansu magnetycznego i powiedział, że nie ma sensu ryzykować, bo ta kontuzja może się tylko nawarstwiać.

Przyszło Ci więc tylko obejrzeć z trybun zmagania kolegów we Wrocławiu. Jak przyjąłeś ten dramatyczny remis Polaków ze Szwedami?

- Wierzyłem, że chłopacy wygrać ze Szwecją. Mieliśmy naprawdę trudne okresy w trakcie tego spotkania. Szwedzi przecież dwukrotnie prowadzili różnicą już czterech bramek. Potrafiliśmy nawet z tak ciężkich opresji wychodzić. Drużyna umiała się pozbierać. To tylko pozytywnie świadczy o zespole, że potrafimy wyjść nawet z największych opałów. Szkoda tego jednego punktu, który na pewno przydałby się do końcowego rozrachunku w tabeli. Teraz musimy wygrać w Czarnogórze, a w sobotę zwyciężyć u siebie z Rumunią w decydującym meczu o awansie do Mistrzostw Europy.

Sytuacja w grupie jest bardzo skomplikowana. Rumunii przegrali w Czarnogórze. Musicie więc nie oglądać się na wyniki rywali, tylko zwyciężyć dwukrotnie...

- Rzeczywiście, tutaj nie ma co kalkulować. Mamy los w swoich rękach i trzeba to wykorzystać, dwukrotnie zwyciężając. Musimy wygrać w Czarnogórze, choć na pewno nie będzie to łatwe zadanie. Rywal przecież nie odda nam dwóch punktów bez walki. Czarnogóra również zwietrzyła swoją szansę na awans i będzie to na pewno ciężki mecz.

Pomożesz jeszcze reprezentacji czy masz już wakacje z uwagi na kontuzję?

- Raczej nie ma szans, żebym zagrał w meczach eliminacyjnych. Potrzebuję około 2-3 tygodni żeby ręka doszła do pełnej sprawności. W sobotę we Wrocławiu reprezentacyjny lekarz obejrzał moją rękę. Widzi, że jest duża poprawa, ale raczej wątpię w to, żebym do soboty był zdolny do gry. Jeśli będę mógł pomóc reprezentacji, to oczywiście przyjadę i bardzo ucieszę się z możliwości gry o awans do Mistrzostw Europy. Jestem bardzo głodny gry, szczególnie jeśli chodzi o mecze reprezentacji Polski.

Kończący się sezon z jednej strony był świetny od strony sportowej, ale z drugiej strony bardzo trudny dla Ciebie właśnie z uwagi na kontuzje...

- Rzeczywiście. Sezon zaliczę na pewno do udanych. Zrobiłem krok do przodu, rozwinąłem się jako zawodnik. Pod względem sportowym oceniam go na plus. Jedyny minus to kontuzje. Przed mistrzostwami świata grało mi się bardzo dobrze. Jednak już w Chorwacji zagrałem góra dwa mecze na swoim poziomie. Pozostałych nie zaliczę niestety do udanych. Oczekuję od siebie lepszej gry. Po kontuzji wróciłem do formy. Wszystko wskazywało na to, że będę w dobrej dyspozycji na mecze eliminacyjne do Mistrzostw Europy, ale niestety 2-3 tygodnie przed końcem sezonu przytrafił mi się kolejny uraz.

To był Twój pierwszy pełny sezon w Bundeslidze. W poprzednim dołączyłeś do drużyny Fuchse Berlin w trakcie rozgrywek. Jak więc ocenisz ten pierwszy pełny rok gry w najsilniejszej lidze świata?

- Na pewno grało mi się lepiej. Poznałem już wszystkie zespoły w Bundeslidze, nabrałem większego doświadczenia. Wiedziałem, jak to wszystko wygląda od kuchni. Pierwsze pół sezonu w Bundeslidze potraktowałem jako zaaklimatyzowanie się w Niemczech. Wyszło mi to nie najgorzej. Teraz grało mi się znacznie lepiej. Szkoda tylko, że musiałem zmagać się z tyloma kontuzjami. Tak czasami bywa. Urazy niestety wliczone są w naszą karierę. Nie ma sensu jednak narzekać. Teraz chcę jak najszybciej wyzdrowieć, tak by przed nowym sezonem rozpocząć pełne treningi od początku okresu przygotowawczego. Mam nadzieję, że w pełnym gazie rozpocznę okres treningowy i już na inaugurację sezonu będę w wysokiej formie.

Jak długo zamierzasz grać w klubie ze stolicy Niemiec?

- Przedłużyłem ostatnio kontrakt o kolejne cztery lata. Jestem bardzo zadowolony, że mogłem tam zostać, że menedżer i zarząd Fuchse Berlin przedstawili mi ciekawą ofertę. Na pewno nie jest łatwo podpisywać kontrakty na tak długi czasu. Cieszę się, bo będę grał w stabilnym klubie, który chce iść cały czas do przodu, wyznacza sobie nowe cele. Podoba mi się to, że mój zespół do nowego sezonu przystąpi wzmocniony i ma walczyć o prawo gry w europejskich pucharach. Fakt, że klub wyznacza sobie nowe cele, nowe wyzwania powoduje mobilizację u samych zawodników, dlatego też nie wahałem się przedłużyć kontraktu o kolejne cztery lata.

No i masz stosunkowo blisko do Berlina z rodzinnego miasta, Ostrowa Wielkopolskiego...

- Dokładnie. Cieszę się bardzo z tego, że gram właśnie w Berlinie, gdzie mogę się rozwijać pod względem sportowym, a na dodatek mam blisko do domu, do Ostrowa Wielkopolskiego. Większość osób, które mnie znają wiedzą, że jestem domatorem. Zawsze, kiedy mam tylko wolne, przyjeżdżam do rodzinnego miasta. Fuchse Berlin jest więc idealnym klubem pod względem logistycznym i częstych podróży do Ostrowa.

Skoro już rozmawiamy o Twoim rodzinnym mieście, wiesz pewnie, że w Ostrowie Wielkopolskim ma się odbyć mecz Ostrovii z HSV Hamburg. Otrzymałeś ofertę zagrania w tym pokazowym spotkaniu w barwach Twojego pierwszego klubu. Jest szansa, że zobaczymy Cię ponownie w koszulce w biało-czerwone pasiaki?

- Szansa jest, ale na sto procent nie mam jeszcze potwierdzenia z mojego macierzystego klubu, że dostanę zgodę na taki występ. Wierzę, że Fuchse Berlin pozwoli mi zagrać w tym spotkaniu. Bardzo chciałbym wystąpić w Ostrowie. Nawet trudno mi wyrazić słowami chęć ponownego zaprezentowania się przed ostrowską publicznością w barwach Ostrovii. Niestety, nie wszystko zależy ode mnie. Zgodę na to musi wyrazić mój obecny pracodawca. Wstępne rozmowy idą w dobrym kierunku i nie powinno być przeszkód w tym, żebym 12 sierpnia wystąpił w Ostrowie. Wiadomo jednak, że przede wszystkim muszę być zdrowy, ręka musi zostać wyleczona. Jeśli w okresie przygotowawczym wszystko będzie przebiegało zgodnie z planem, jeśli będą omijały mnie kontuzje, z ogromną przyjemnością zagram w Ostrowie.

Jak oceniasz pomysł na mecz piłki ręcznej na otwartym stadionie?

- To jest coś niebywałego. Takie wydarzenia przecież nie mają miejsca na co dzień, a tym bardziej w Polsce. Z tego, co wiem, jeden taki mecz odbył się na stadionie w Niemczech. Pomysł na takie pokazowe spotkanie w moim rodzinnym mieście jest czymś wspaniałym. To niesamowita popularyzacja piłki ręcznej, a do tego jeszcze stulecie klubu Ostrovia. Pomysłodawcom takiego przedsięwzięcia należą się wielkie słowa uznania. Pomysł jest świetny. Promuje to zarówno naszą dyscyplinę sportu, moje rodzinne miasto, Ostrów Wielkopolski, a także Klub Piłki Ręcznej Ostrovia.

Komentarze (0)