PGNiG Superliga: co za mecz w Płocku! Orlen Wisła zremisowała z PGE Vive!

PAP / Piotr Augustyniak / Na zdjęciu: Ignacio Moya Florido (z piłką)
PAP / Piotr Augustyniak / Na zdjęciu: Ignacio Moya Florido (z piłką)

Co za mecz, co za święta wojna! Orlen Wisła Płock, po niezwykle zaciętym meczu, zremisowała z PGE Vive Kielce 26:26. Rewanż już w sobotę.

Miały być emocje do końca, walka o każdy centymetr parkietu. Miała być męska gra, fantastyczne bramki i niesamowite parady. I były! Pierwsza odsłona wielkiego finału pomiędzy Orlen Wisłą Płock a PGE Vive Kielce nie rozczarowały. Ba, to jeden z najlepszych meczów pomiędzy tymi drużynami od lat.

Tempo spotkania było niesamowite. Obydwie drużyny nie kalkulowały, nie oszczędzały sił na późniejsze fragmenty. Szybkie ataki szły raz z jednej, raz z drugiej strony. Piłki do kontr wystrzeliwały z procy co chwilę. No co tu dużo mówić, prawdziwa święta wojna.

Z tej wymiany ciosów górą wyszli Nafciarze. To oni kontrolowali przebieg pierwszej połowy. Nie ustrzegli się błędów, jednak tym razem to kielczanie przodowali w tej statystyce. Przestrzelony karny Arkadiusza Moryto, poprzeczki Fernandeza czy Jachlewskiego i to wicemistrzowie Polski schodzili do szatni w lepszych humorach.

ZOBACZ WIDEO Witold Bańka zadowolony z mistrzostwa Piasta. "Ja jestem chłopak ze śląska!"

Bohaterów Wisły było wielu, ale na szczególną pochwałę zasługuje Nemanja Obradović. Serb przypomniał sobie, że potrafi grać w ataku. W 30 minut rzucił 3 bramki, stwarzał faktyczne zagrożenie dla bramki Vive i na chwilę odegnał złe myśli o kontuzji Tomasza Gębali.

Kolejny znany gracz wystąpi w Portugalii!

Kielczanie przebudzili się po zmianie stron. Robili to co prawda dosyć ospale, ale skrzętnie wykorzystywali błędy Wisły. W 40. minucie rzucili na remis (15:15) i wszystko zaczęło się od początku. Chwilę później prowadzili już jedną bramką, a w rolę kata wcielił się Alex Dujshebaev.

Nafciarze gubili się z minuty na minutę. Zerowa siła rażenia z drugiej linii wyraźnie dawała się we znaki. Obradović na ławce kar, Racotea więcej szkodził niż pomagał, a od Ondreja Zdrahali czy Nacho Moyi nie należy oczekiwać petard z 10. metra.

Wpadki czy niepowiedzenia nie zniechęciły jednak kibiców. Orlen Arena żyła jak za najlepszych sezonów. Fani Nafciarzy głośno dopingowali swoich ulubieńców. Dłużni nie pozostawali im kielczanie, którzy stawili się w sile około 100 osób na sektorze gości.

Na 10 minut przed końcem Vive prowadziło jedną bramką. Obydwa zespoły grały w osłabieniu. Kto wyjdzie zwycięsko? Kto rozegra tę końcówkę lepiej? Kto po meczu będzie bliżej tytułu mistrza Polski?

Odpowiedź brzmi - nikt! Kiedy wydawało się już, że kielczanie wygrają spotkanie, podobnie jak w finale Pucharu Polski, do gry wrócili Nafciarze. Grając w osłabieniu, na kilka sekund przed końcowym gwizdkiem, bramkę na wagę remisu rzucił Michał Daszek.

Stal uratowała baraże - zobacz jak!

PGNiG Superliga, finał (1. mecz)
Orlen Wisła Płock - PGE VIVE Kielce 26:26 (14:11)
Wisła:

Wichary, Morawski, Borbely - Daszek 6 (2 k), Krajewski, Racotea, Moya 2, Zdrahala 2, Obradović 4, Góralski, Piechowski 1, Źabić 1, Mihić 6, de Toledo 1, Sulić, Mlakar 3
Karne: 2/2
Kary:
12 min. (Obradović - 6 min., Mlakar, Krajewski, de Toledo - po 2 min.)
Czerwona kartka: Obradović (59 min., z gradacji)
Vive:

Ivić, Cupara - Bis, Dujshebaev 5, Aguinagalde 5 (3 k), Jachlewski 2, Janc 2, Lijewski 1, Jurkiewicz, Kulesz 3, Moryto 2, Mamić, Cindrić 4, Fernandez, Karalek 2
Karne: 3/4
Kary:
10 min. (Mamić, Aguinagalde, Fernandez, Cindrić, Lijewski - po 2 min.)

Źródło artykułu: