W ostatnich latach pojedynki decydujące o trofeach w naszych rodzimych rozgrywkach są coraz bardziej wyrównane. Wiślacy z roku na rok starają się sukcesywnie zmniejszać dystans, jaki dzieli ich od żółto-biało-niebieskich i chociaż większość spotkań wciąż przegrywają, to potrafią napsuć rywalom sporo krwi. Kielczanie mogą pochwalić się serią siedmiu tytułów mistrza Polski z rzędu, ale w ostatnich latach niejednokrotnie mogli poczuć oddech Nafciarzy na plecach.
Już dawno starcia na linii Kielce - Płock nie przynosiły jednak tylu emocji, ile w tym sezonie. 8 marca Orlen Wisła przyjechała do stolicy województwa świętokrzyskiego uskrzydlona zwycięstwem w Silkeborgu i awansem do fazy LAST 16 Ligi Mistrzów. Płocczanie już w pierwszych minutach meczu dali jasno do zrozumienia, że są niezwykle zmobilizowani i interesuje ich tylko zwycięstwo. Goście wykorzystywali każdy błąd rywali i to był pierwszy sygnał, że tegoroczna walka o mistrzostwo Polski będzie niezwykle ciekawa. Do wyłonienia zwycięzcy potrzebna była seria rzutów karnych. Bohaterem kielczan okazał się Filip Ivić, który doskonale spisywał się w trakcie spotkania, a później obronił aż trzy karne z rzędu i dał swojej drużynie wygraną. Wiślacy walczyli jak lwy, ale Hali Legionów zdobyć im się nie udało.
Minęły nieco ponad dwa miesiące i obie drużyny spotkały się na neutralnym gruncie - w finale Pucharu Polski w Poznaniu. I znów scenariusz się powtórzył. Na bohaterów szybko wyrośli bramkarze - Adam Morawski i Vladimir Cupara, a pojedynek przyniósł ogromne emocje. Walka o zwycięstwo była niezwykle zażarta i toczyła się do ostatnich sekund. Jeszcze na pięć minut przed końcową syreną płocczanie prowadzili dwoma trafieniami i wydawało się, że wreszcie przełamią mistrzów Polski. Tak się jednak nie stało - kielczanie zachowali więcej zimnej krwi i to oni kolejny raz cieszyli się ze zwycięstwa.
ZOBACZ WIDEO "Druga połowa". Dariusz Mioduski zaskoczył wypowiedzią. "To zaklinanie rzeczywistości"
Kumulacja nastąpiła jednak w Płocku. Pierwszy mecz tegorocznych finałów z pewnością przypomniał kibicom stare "święte wojny". W Orlen Arenie nie zabrakło zaciętej, twardej i ostrej walki, a jej echa rozbrzmiewały jeszcze na kilkadziesiąt godzin po zakończeniu spotkania. Zawody zakończyły się remisem - 26:26 i o wszystkim zdecyduje starcie w Kielcach.
W Hali Legionów nie zagrają jednak Władisław Kulesz i Renato Sulić - to pokłosie środowego meczu - obaj za niesportowe zachowanie zostali zawieszeni na dwa mecze. Dla kielczan brak Białorusina to spory problem. W związku z kontuzjami Michała Jureckiego i Daniela Dujshebaeva jedynym lewym rozgrywającym jest Marko Mamić, który gra głównie w obronie. Trener mistrzów Polski przyznał jednak, że nawet wobec takich braków kadrowych poradzi sobie z ustawieniem drużyny: - Nie mam w związku z tym bólu głowy, mam wielu zawodników, wiele możliwości, a w głowie gotowy plan na sobotę - powiedział szkoleniowiec.
W lepszej sytuacji jest Orlen Wisła - miejsce Sulicia mogą zająć Mateusz Piechowski i Igor Źabić.
Finał zapowiada się pasjonująco. - Myślę, że jeśli chodzi o zaangażowanie obu drużyn, to będzie to bardzo podobny mecz do tego, co pokazaliśmy w Płocku. To będzie walka do upadłego. Dla Wisły to jest ostatni mecz w sezonie i mimo tego, że będą zmęczeni, jestem pewny, że dadzą z siebie wszystko - stwierdził Arkadiusz Moryto.
Miejmy nadzieję, że tym razem zamiast o niesportowych zachowaniach, faulach, przewinieniach i karach, będziemy mogli dyskutować o pięknych akcjach i wspaniałych emocjach. Początek meczu o godzinie 18:00.
PGNiG Superliga Mężczyzn, finał:
PGE VIVE Kielce - Orlen Wisła Płock / sobota, 25.05.2019 r., godz.18:00