Przez dwa ostatnie lata wiosna w Górniku była bliźniaczo podobna - w najważniejszym momencie sezonu kontuzje eliminowały podstawowych graczy i Rastislav Trtik nie miał w czym wybierać. W efekcie ćwierćfinały okazywały się lodowatym prysznicem. Albo nazwijmy rzeczy po imieniu - po prostu je "przerżnęli".
Marcin Lijewski - w porównaniu do Czecha - dostał wręcz armię zaciężną. Do Superligi zgłoszono 21 zawodników, co zapewnia naprawdę duży komfort przy wyborze składu. Od dłuższego czasu poza składem pozostają Aleksandr Tatarincew, Ignacy Bąk, Patryk Gregułowski i Rafał Gliński, przed meczem z Gwardią uraz szyi uniemożliwił występ Markowi Daćce, ale nawet przy tak dużych osłabieniach Górnik dysponował dwoma w miarę równymi siódemkami.
Mecz z Gwardią dobitnie pokazał, ile znaczy długa ławka. Opolanie nie mogli skorzystać jedynie z Wiktora Kawki, w ograniczonym zakresie na boisku pojawiał się Przemysław Zadura, ale trener Rafał Kuptel poza tym wystawił najsilniejszy skład. Tymczasem to rezerwowi zabrzan przeważyli o wyniku derbów Śląska.
ZOBACZ WIDEO Karol Bielecki: Więcej w karierze przegrałem niż wygrałem [cała rozmowa]
ZOBACZ: Gwiazdor ma dość, uderzył pięścią w stół
Zupełnie nie szło Martinowi Galii, teoretycznie temu pierwszemu bramkarzowi, więc Lijewski posłał w bój Jakuba Skrzyniarza. Minęło trochę czasu zanim były golkiper Zagłębia Lubin wdrożył się w swój rytm, w końcówce odbił jednak kluczowe piłki.
Gdy Iso Sluijters na chwiejnych nogach usiadł na ławce po przypadkowych starciu z Jędrzejem Zieniewiczem i nokaucie, kibice Górnika mogli czuć duży niepokój. Kolana rehabilituje Ignacy Bąk, więc na boisko wszedł Krzysztof Łyżwa, czyli jeden z najbardziej uniwersalnych graczy w lidze. Były reprezentant Polski, zawodnik oburęczny, ożywił zespół, rzucił sześć bramek i uruchomił na skrzydle innego bohatera.
37-letni Aleksandr Buszkow miał powoli szykować się do zejścia ze sceny. Białoruski weteran ani myśli oddawać pola młodszym (Krystianowi Bondziorowi i Patrykowi Gluchowi). Stał się katem Gwardii, w ciągu raptem 20 minut siedem razy trafił do siatki i pogrążył rywali. Jeszcze więcej niż zazwyczaj znaczył Michał Adamuszek. Pod nieobecność innych rozgrywających musiał częściej ruszać do przodu, by wziąć na siebie odpowiedzialność. Były król strzelców Superligi przypomniał o swoich najlepszych kwidzyńskich czasów.
Cichych bohaterów jest zresztą więcej. Mniej efektowni byli Bartłomiej Bis i Damian Pawelec, ale obaj dołożyli cegiełki do zwycięstwa, czy to rzucając bramki, czy wywalczając karne. Ławka rezerwowych wreszcie przestała być bolączką Górnika, a to podstawa przed ponownym, szóstym z rzędu atakiem na półfinał.