Pierwsza połowa zdecydowanie należała do Energi MKS-u Kalisz. Choć obie drużyny masowo popełniały błędy, to kaliszanie zdawali się mieć więcej szczęścia. Znaczną pomocą w utrzymywaniu przewagi gospodarzy okazał się Mikołaj Krekora, który zaliczył kilka świetnych obron. Goście mimo starań Szymona Działakiewicza w ciągu ostatnich piętnastu minut tej części zdobyli zaledwie 4 bramki. Kaliszanie sami nie błyszczeli w ataku, ale ostatecznie schodzili na przerwę przy prowadzeniu 16:12.
Opolanie powrócili z szatni wyraźnie zmotywowani. Szybko rzucili 3 bramki, nie pozwalając na wiele gospodarzom, czym otworzyli sobie drogę do zmiany jednostronnego spotkania w prawdziwą walkę. Wyrównanie Gwardii 18:18 w 43. minucie, okazało się początkiem końca dla MKS-u. Mimo że zawodnicy Patrika Liljestranda, zaczęli stawiać opór aż do 56. minuty, przeciwnikom udało się wyjść na prowadzenie.
Zespoły grały bramka za bramkę, jednak to goście byli o krok bliżej do zwycięstwa. Gwoździem do trumny okazał się niewykorzystany przez Michała Dreja rzut karny oraz skuteczne akcje w bramce Mateusza Zembrzyckiego. Ostatecznie gospodarze musieli obejść się smakiem. Przyjezdni przechylili szalę zwycięstwa na swoją stronę zwyciężając 27:25.
Energa MKS Kalisz - Gwardia Opole 25:27 (16:12)
Energa MKS Kalisz: Krekora, Zakreta, Liljestrand – Kwiatkowski, Galewski, Bożek, Kamyszek, Drej 3, Klopsteg 2, Misiejuk 1, Szpera 2, Pilitowski K 1, Pilitowski M 4, Maliarewicz 4, Kniazieu 7, Krytski 1
Gwardia Opole: Zembrzycki, Malcher – Lemaniak 1, Siwak 1, Zarzycki 5, Klimków 1, Małecki, Mokrzki, Zieniewicz, Jankowski 4, Zadura, Mauer 9, Morawski 1, Działakiewicz 5, Skraburski
ZOBACZ WIDEO: MŚ Doha. Ewa Swoboda zaskoczona w strefie wywiadów. "Nie wiem, co to za pytanie"