Liga Mistrzów. PGE VIVE Kielce - Mieszkow Brześć. Łatwo nie było, ale jest zwycięstwo na zakończenie roku

PAP / Piotr Polak / Na zdjęciu: zawodnik PGE VIVE Kielce Artiom Karalok (w środku) oraz William Accambray (z lewej) i Mikita Wailupał (z prawej) z Mieszkow Brześć
PAP / Piotr Polak / Na zdjęciu: zawodnik PGE VIVE Kielce Artiom Karalok (w środku) oraz William Accambray (z lewej) i Mikita Wailupał (z prawej) z Mieszkow Brześć

Zadanie zostało wykonane - szczypiorniści PGE VIVE Kielce zakończyli rok 2019 w rozgrywkach Ligi Mistrzów zwycięstwem 30:24. Mieszkow Brześć postawił jednak żółto-biało-niebieskim trudne warunki.

Obie ekipy zaczęły nieco niedbale. Niedokładne podania, nieskuteczne rzuty, brak koncentracji, rozproszenie - pierwsze minuty spotkania nie zwiastowały wielkiego widowiska. Lepiej w tym chaosie odnaleźli się mistrzowie Polski, ale gdy wydawało się, że pójdą za ciosem i narzucą rywalom swoje tempo gry, mocny cios wyprowadzili Białorusini.

Gracze Mieszkowa zaliczyli serię czterech bramek, postraszyli z drugiej linii i to oni zaczęli dyktować warunki. Gospodarze mieli problemy ze skutecznym wykończeniem akcji, brakowało siły rażenia, Kulesz spudłował dwa razy z rzędu i przyjezdni zdobyli przewagę trzech bramek.

Czytaj też: Vardar Skopje w tarapatach. Nie ma komu grać

Szczypiorniści z Brześcia nie potrafili jednak powiększyć prowadzenia, kilka razy mocno we znaki dał im się Andreas Wolff (tylko w pierwszej połowie obronił dziewięć na dwadzieścia rzutów) i żółto-biało-niebiescy zaczęli odrabiać straty. Dobrze w szeregach mistrzów Polski spisywał się Branko Vujović, który po raz pierwszy znalazł się w wyjściowym składzie PGE VIVE w meczu Ligi Mistrzów.

ZOBACZ WIDEO Stacja Tokio #11. Sezon życia. Anna Kiełbasińska z workiem medali

Przebieg sobotniego starcia idealnie oddałaby sinusoida - mistrzowie Polski doprowadzili do remisu, odskoczyli na dwa trafienia, by po chwili znów pozwolić Białorusinom na wyrównanie. Na przerwę gospodarze schodzili prowadząc jedną bramką.

Druga połowa to była już prawdziwa wymiana ciosów - nie było odpuszczania, nie było pościgów ani seryjnie zdobywanych bramek. Na parkiecie zrobiło się gorąco, zawodnicy z Brześcia uwierzyli, że są w stanie wygrać w Hali Legionów i nie oszczędzali w środkach. Między słupkami dwoił się i troił Pesić, ofensywa gości wyglądała więcej niż przyzwoicie i wynik oscylujący wokół remisu dla nikogo nie był zaskoczeniem. Kielczanie na domiar złego od 35. minuty musieli radzić sobie bez Igora Karacicia, który ucierpiał w starciu z rywalem i do końca spotkania nie pojawił się na boisku.

Czytaj też: Powrót po latach. Julen Aguinagalde ponownie zagra w Bidasoa Irun

Na kwadrans przed ostatnim gwizdkiem gospodarze wreszcie zdołali zbudować przewagę trzech trafień. Żarty się skończyły. Białorusini może i spisywali się dobrze, ale nie na tyle, by zepsuć mistrzom Polski sobotni wieczór i ostatni mecz Ligi Mistrzów w 2019 roku. Wolff szalał między słupkami, a prowadzenie kieleckiej siódemki wreszcie zaczęło rosnąć. Ostatecznie gracze Tałanta Dujszebajewa zwyciężyli 30:24.

Liga Mistrzów, 10. kolejka:

PGE VIVE Kielce - Mieszkow Brześć 30:24 (12:11)

PGE VIVE: Wolff - Vujović 6, Karacić 4, A. Dujshebaev 2, Pehlivan, Aguinagalde 1, Janc 7, Lijewski, Jurkiewicz, Kulesz 3, Fernandez, D. Dujshebaev 3, Karalek 4, Guillo
Karne: 1/2
Kary: 12 min.

Mieszkow: Pesić, Mackiewicz - Kankaras, Panić 2, Szkurinskij 4, Andrejew, Jurynok, Obradović, Accambray 6, Baranow, Razgor 1, Obranović 3, Selwasiuk, Djukić 5, Vailupau 1, Malus 2
Karne: 2/3
Kary: 8 min.

Źródło artykułu: