Jak nie wiadomo o co chodzi, to... No właśnie, pieniądze. To z powodu zawieszenia umowy z telewizją większość rumuńskich oficjeli (uprawnionych do głosu) wypowiedziała się za kontynuacją rozgrywek od końca maja. Wówczas 200 tys. euro pojawiłoby się na związkowym koncie.
3/4 klubów od początku była przeciwna takiemu scenariuszowi. Kilka godzin temu ponownie odbyła się wideokonferencja, podczas której przedstawiciele damskich zespołów dali do zrozumienia, że nie zamierzają wracać do gry. Nie wiadomo, czy protest odniósłby skutek, gdyby nie stanowczy głos EHF.
Europejskie władze stwierdziły, że żadne spotkania nie powinny dojść do skutku w sezonie 2019/20. Głównym argumentem jest konieczność zgłoszenia uczestników Ligi Mistrzów do 1 czerwca. Jeśli sezon w Rumunii miałby zostać kontynuowany, to tamtejsze kluby musiałyby zapomnieć o elitarnych rozrywkach.
Rumunia może zgłosić jeden kobiecy zespół do Ligi Mistrzyń, w przypadku mężczyzn nie ma zagwarantowanego miejsca, ale wiadomo, że Dinamo Bukareszt, podobnie jak Wisła Płock, będzie ubiegało się o dziką kartę.
ZOBACZ: Djukić blisko nowego klubu
ZOBACZ: Polacy mają wielu konkurentów
ZOBACZ WIDEO: Rozgrywanie spotkań na siłę to narażanie zawodników? Bartosz Bednorz nie ma wątpliwości