Wisła Płock: (Na razie) bez nowych twarzy

Zdjęcie okładkowe artykułu:
zdjęcie autora artykułu

Podana przez nas kilka dni temu informacja o kontuzji Michała Zołoteński sprawiła, że kibice, którzy pojawili się na poniedziałkowym treningu nafciarzy, rozglądali się przede wszystkim za graczem, który w pierwszej części sezonu zastąpi popularnego "Złotego". Na razie jednak nie pojawił się nikt nowy.

Sztab szkoleniowy Wisły zapowiadał, że pierwszy trening po wakacjach będzie zdecydowanie odbiegał od tego, do czego przyzwyczajeni byli dotychczas płoccy kibice, dziennikarze, ale również i sami zawodnicy.

Kiedy trener Flemming Oliver Jensen wyprowadził swój zespół na parkiet Blaszak Areny, ekipę nafciarzy powitały gorące oklaski kilkuset zebranych kibiców. Konsternacja zapanowała, gdy dyrektor sportowy ds. piłki ręcznej Łukasz Szczucki zapowiedział, że zajęcia potrwają cały dzień, ale będą się odbywały poza halą Chemika.

Pierwszym miejscem, do którego dotarła płocka drużyna, był Młodzieżowy Dom Kultury. Czekało tam na zawodników pierwsze, niezwykle poważne zadanie. Każdy z nich musiał wykonać swój autoportret. Technika była dowolna. Można było używać kredek, ołówków, lub jednego z kilku rodzajów farb. - Musicie bardzo się starać, bo to, co namalujecie, będzie do końca sezonu wisiało w szatni przy waszych szafkach - mówił z uśmiechem na twarzy trener Jensen.

Po zakończeniu zajęć plastycznych zawodnicy przebiegli nad zalew Sobótka, gdzie dobrani parami ścigali się na rowerach wodnych. Kiedy wszyscy bezpiecznie zameldowali się na lądzie, przyszedł czas na spożycie suchego prowiantu i wyruszenie w drogę na Borowiczki. Tam na szczypiornistów czekał ostatni etap nietypowego dnia treningowego.

Płoccy kibice czekają z niecierpliwością na zajęcia, które odbywać się będą w hali Chemika, a przede wszystkim na ostateczne wyjaśnienie, czy w Wiśle pojawi się jeszcze jeden nowy zawodnik.

Źródło artykułu: