Piłka ręczna. Bertus Servaas: VIVE nie umiera. Odzew jest niesamowity

WP SportoweFakty / Tomasz Fąfara / Na zdjęciu: Bertus Servaas
WP SportoweFakty / Tomasz Fąfara / Na zdjęciu: Bertus Servaas

- Jeśli przetrwamy obecny kryzys, to jestem prawie pewny, że będziemy mieli spokój przez kolejne 3-4 lata - zapewnia prezes PGE VIVE Kielce Bertus Servaas. Mistrzowie Polski muszą zbierać środki, by nadal pozostać w ścisłej europejskiej czołówce.

Dokładnie tydzień temu prezes Bertus Servaas ogłosił na konferencji prasowej, że mistrzowie Polski stracą sponsora tytularnego, VIVE Group. Spółka mocno odczuwa pandemię koronawirusa i od lipca wycofa się z finansowania czołowego klubu Europy. By utrzymać obecny skład, na koncie powinno pojawić się 2,5 mln złotych z organizowanej publicznej zbiórki i środki ze sprzedaży karnetów.

Marcin Górczyński, WP SportoweFakty: Patrzy pan z optymizmem na to, co działo się wokół VIVE w ciągu ostatniego tygodnia? Na koncie ponad 175 tys., do celu sporo brakuje, ale chyba widać światełko w tunelu.

Bertus Servaas, prezes PGE VIVE Kielce: Tak, jestem bardzo pozytywnie nastawiony. Oczywiście dużo pracy przed nami, 1500 karnetów dla kibiców i 200 karnetów VIP same się nie sprzedadzą. Kiedy patrzę jak ludzie zareagowali, kiedy myślę o projektach, które wkrótce przedstawimy, to jestem bardzo zadowolony z zaangażowania wszystkich wokół.

ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: polski koszykarz jak strongman. Przeciągnął auto

Jak na ten moment prezentuje się stan karnetów?

Sprzedaliśmy około 150, ale kibice ciągle dzwonią, to nie działa tak, że od razu dochodzi do zakupu. Bardzo dobrze idzie nam za to rozprowadzanie karnetów VIP, myślę, że w ciągu 3-4 tygodni uda się sprzedać wszystkie. 1500 karnetów to większe wyzwanie, ale każdego dnia idziemy do przodu. Trudno przewidzieć jak to się potoczy, ludzie zarabiają mniej przez pandemię, więc nie dzielmy skóry na niedźwiedziu. Jak braknie 200-300, to nie będzie tragedii. Chcemy uzbierać 2,5 mln, widzę, jakie projekty planujemy na najbliższy miesiąc i myślę, że wydarzy się jeszcze dużo dobrego.

Karnety VIP to około mln złotych. Zostaje 3,75 mln. Dużo. 

Jestem na 90 proc. pewny, że karnety VIP rozejdą się w całości. Karnety kibiców to 750 tys. Na razie sprzedaliśmy 10 proc. I dużo, i mało. Z drugiej strony odbieramy mnóstwo telefonów z zapytaniami. Nie wiem jednak, w którym kierunku to pójdzie. Do tego pojawiła się nowa oferta od potencjalnego sponsora tytularnego. Nie mogę powiedzieć za wiele, ale w ciągu kilkunastu dni wszystko powinno się wyjaśnić.

Wspominał pan niedawno, że za 2-3 tygodnie, w zależności od stanu zbiórki, mogą zapaść pierwsze decyzje. Mam rozumieć, że jeśli przykładowo nie zbierzecie 300 tys. do końca tego tygodnia, to już teraz odejdzie jeden z liderów? 

Zbiórka zbliża się do 200 tys. Wiem, ile zaplanowaliśmy na najbliższe dni, te akcje też nam pomogą. Nawet jeśli trochę zabraknie do 2,5 mln, to też uznamy zrzutkę za sukces. Jeśli środków będzie znacznie mniej niż zakładaliśmy, to zweryfikujemy plany. Ale są tez inne sposoby, np. zamierzamy rozmawiać z urzędem miasta i urzędem wojewódzkim. Najważniejsze jest zbiórka, po ok. 2 tygodniach sytuacja zacznie się klarować.

Jestem bardzo dumny z mojego zespołu ds. marketingu, ma fantastyczne pomysły. Nie chcę jednak odkrywać wszystkich kart od razu. Chcę ponownie zaznaczyć - bardzo dziękuję wszystkim za odzew i wsparcie, także te psychiczne, absolutnie nie spodziewałem się tego. Widać, że coś jednak znaczymy dla Polski. M.in. inne kluby wspaniale zareagowały w portalach społecznościowych. Aż serce rośnie, kiedy dowiaduje się, że dzieci ze szkoły zbierały pieniądze dla nas. Takich przykładów jest więcej, mógłbym dalej wymieniać. Czuję dumę, że jestem Polakiem. Mamy duże zainteresowanie drobnych sponsorów, którzy nie oferują wielkich kwot, ale gdy dorzuci się je do całości, to bardzo nam pomogą. Przykładowo w czerwcu dostaliśmy wsparcie od 30-40 nowych podmiotów. Środki nie trafiają oficjalnie na zbiórkę, ale to przecież też pieniądze na koncie klubu. Oczywiście znajdą się tacy, którzy będą krytykować, ale ja wolę koncentrować się na dobre energii wokół VIVE. Czasem mylę się, ale mam dobre odczucia.

Jeśli braknie kilkuset tysięcy, to do gry może wejść VIVE Group i zamknąć budżet?

To jest wykluczone do końca roku. Wiem, na co się zdecydowałem. Oczywiście wszystko zależy od rynków, a dokładniej ich otwarcia, ale na ten moment nie ma takiej możliwości.

Czyli sytuacja spółki nie poprawiła się znacząco w ostatnich tygodniach?

W sklepach sytuacja jest dobra, problemy pojawiają się przy rynkach sprzedaży. Nie eksportujemy towaru, zalega nam w magazynie i nie możemy go spieniężyć. W takiej sytuacji nie ma mowy o finansowaniu piłki ręcznej. Oczywiście wszystko powoli się otwiera, ale nikt nie wie, kiedy będziemy mogli eksportować towary jak dawniej.

Obecne działania nie są jedynie doraźne? Za rok wszystko nie wróci jak bumerang?

To się nie zdarzy. Błąd popełniliśmy w 2018 roku i teraz płacimy za to wysoką cenę. Drugi raz nie postąpiłbym tak jak wtedy. Jeśli przejdziemy trudności, to klub będzie bezpieczny przez najbliższe lata i utrzymamy obecny poziom. Dwa lata temu ktoś zapewnił mnie, że zapłaci, a tak się nie stało. Odpowiedzialność jest po mojej stronie i mogę tylko przeprosić wszystkich dookoła, że niepotrzebnie komuś zaufałem. Liczę teraz tylko realne pieniądze. Czasem mówiłem za dużo i potem powstawały różne bajki, które musiałem dementować. Wolę siedzieć cicho, dopóki nie mam wszystkiego na papierze. Ze sponsorem tytularnym były przecież podpisane wstępne kontrakty, a ja niepotrzebnie pozwoliłem na wyciek do prasy. Biorę ten błąd na klatę.

Decyzję o wycofaniu ze sponsoringu podjął pan w kwietniu, nie było od niej odwrotu?

Widziałem jak rokuje firma, mieliśmy czas, by przygotować strategię. Piłka ręczna w Kielcach na pewno będzie, chcemy tylko ratować ją na obecnym poziomie. Zamierzam grać nie tylko o mistrzostwo Polski, ale także o triumf w Lidze Mistrzów. Oddałem klubowi serce i uważam, że po tym wszystkim raz mogę poprosić innych o pomoc. To nie jest aroganckie zachowanie, ani stawianie kogokolwiek pod ścianą, a takie słyszałem zarzuty. Pytam tylko głośno, na jakim poziomie chcemy grać. Nie zamierzam umywać rąk od odpowiedzialności, jestem honorowy. Nawet gdy nie uda się uzbierać pieniędzy, to idziemy dalej, budujemy od nowa. Powtarzam jednak - kiedy zrobisz kilka kroków do tyłu, jeszcze trudniej wrócić na dawny poziom niż na niego pierwotnie wejść.

Nie myślał pan o całkowitym wycofaniu z piłki ręcznej? W 2016 roku wdrapał się już pan na szczyt europejskiego handballa, wygrywając Ligę Mistrzów.

Ja nie jestem tchórzem, kocham to robić. Jestem walczakiem, tak jak moi zawodnicy, walczę na dobre i na złe. Wiem, że mam równie wielu zwolenników co przeciwników, taki mój charakter, ale nie zamierzałem się poddawać.

W trakcie kryzysu zawodnicy nie pochodzili i nie mówili: "prezesie, nie chcę dłużej czekać"?

Nie i to największe podziękowanie za moją pracę. Kiedy widzę, ilu byłych zawodników dzwoni do mnie z wyrazami wsparcia, to piękno tego zajęcia. Brak mi słów co do naszych aktualnych graczy. Wielu z nich mogło odejść, ale wszystkie plotki o Dujshebaevie, Karaleku czy Karaciciu to bajki. Oni są ze mną, jestem na 100 proc. pewny, czekają na moje decyzje. Każdy może sobie gadać, ale ja wiem swoje.

Mam wrażenie, że zespół cementuje trener Tałant Dujszebajew, podkreślający wszędzie, że nie zamierza ruszać się z Kielc.

Wspólnie budowaliśmy zespół i jesteśmy wobec siebie lojalni. Mogą nas krytykować, ale dla mnie jest ważne, co dzieje się wewnątrz szatni, ta panująca rodzinna atmosfera. To jest wielki kapitał! Mówimy o obcokrajowcach, że to stranieri, że jedynie zarabiają pieniądze. U nas udało się stworzyć rodzinę. Myślę, że wiele dała nam komunikacja w języku polskim. To też powinna być nauka także dla innych zespołów.

Nowi gracze nie wyrażają obaw? Jakiś czas temu we francuskich mediach pojawiały się plotki o wątpliwościach Nicolasa Tournata przed przeprowadzką do Kielc.

Mam bardzo dobry kontakt z Nicolasem, wybrał nawet mieszkanie, nie widzę powodów, żeby miał odejść. Zresztą nie słyszałem, by ktokolwiek miał nie pojawić się na pierwszym treningu w lipcu. Kiedy czytam o Karaciciu w Vardarze, to mogę się tylko zaśmiać. Igor zostanie z nami.

A co z Haukurem Thrastarsonem? Wspominał pan o konkurencyjnych ofertach.

Kiedy czyta się o problemach Kielc, to naturalne, że menadżerowie uaktywniają się. Wszyscy na ten moment mają zjawić się w Kielcach. Druga sprawa, nie mogą odejść bez naszej zgody, nie mamy wobec nich żadnych zaległości. Kiedy wszystko uda nam się wyprostować, to będziemy grać o zwycięstwo w Lidze Mistrzów. W przeciwnym razie zajście dalej niż do ćwierćfinału będzie wielkim sukcesem. A teraz popatrzmy - który zespół, poza Veszprem, w ciągu siedmiu lat cztery razy był w Final4? Pomyślmy też, jak wielkiej pracy wymaga, by z 25.-27. budżetem w Europie osiągać takie wyniki. Każdy kto jest zazdrosny, niech nas atakuje. Ja jestem bardzo dumny, dokonaliśmy czegoś niesamowitego i chcemy utrzymać się na tym poziomie.

Czy obecny kryzys, nawet jeśli przejdziecie przez niego suchą stopą, nie odbije się na planach na kolejne sezony? Zazwyczaj miał pan w głowie skład na następne lata. 

Proszę być pewnym, jesteśmy dobrze przygotowani. Mamy swój plan, a jego podstawą są obecni zawodnicy. Jestem na 95 proc. pewny, że jeśli znajdziemy pieniądze i przeżyjemy ten sezon, to potem będzie stabilnie przez 3-4 lata.

Plotki o waszej śmierci są przedwczesne? 

Paru ludzi by tego chciało, ale tak się nie stanie.

ZOBACZ TEŻ:

Wielki transfer Polaka
Ważna decyzja kadrowa w Opolu

Źródło artykułu: