Jeżeli w trakcie pierwszych 30 minut komuś zachciało się spać, to nic dziwnego. Po tylu dniach oczekiwania piłka ręczna wróciła do Orlen Areny, ale na pewno nie na takie wydanie liczyli kibice. Wisła i Górnik grały ociężale, jakby bojaźliwie. W obydwu ekipach wyraźnie było widać braki kadrowe. W przypadku zabrzan tyczyło się to lewego rozegrania, z kolei Nafciarze grali przez pierwszą połowę bez nominalnego prawego rozgrywającego. W tej roli starał się występować Mirsad Terzić, ale udane akcje w ofensywie Bośniaka można policzyć na palcach jednej ręki.
Od pierwszego gwizdka trenerzy postawili na mocną, zdecydowaną obronę. W płockim zespole solidnie wyglądało trio Stenmalm-Susnja-Terzić, które skutecznie wyłączyło z gry Bartłomieja Bisa oraz lewą połówkę Górnika. Z kolei u brązowych medalistów z zeszłego sezonu "szalał" Michał Adamuszek - do tego stopnia, że w 25 min. (mając dwie kary na koncie) ujrzał czerwoną kartkę. Nie, nie z gradacji - za dosyć bezmyślne pchnięcie będącego w powietrzu Stenmalma.
O ironio, kara dla doświadczonego rozgrywającego podziałała na jego kolegów jak, nomen omen, czerwona płachta na byka. Górnicy zdobyli szybkie trzy bramki i zbliżyli się do Nafciarzy. Do szatni to jednak gospodarze schodzili z dwiema bramkami więcej.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: 3,5-latka największą fanką Rafała Majki
Mimo prowadzenia, kibice Wisły nie mieli zbyt wielu powodów do optymizmu. Atak wicemistrzów Polski kulał aż za bardzo. Widać wyraźnie, że bez leworęcznego zawodnika na rozegraniu nie da się zajechać za daleko. Lekki uśmiech na twarzach wywołała jednak obecność na parkiecie Niko Mindegii. Kontuzjowany w Szczecinie Hiszpan wszedł na ostatnie akcje pierwszej odsłony spotkania.
Bezbarwna gra trwała jeszcze chwilę po zmianie stron. W 39. minucie na parkiecie wylądował Leon Susnja. Chorwat z pomocą fizjoterapeutów opuścił parkiet. I to był punkt zwrotny w meczu.
Od tej chwili Wisła wrzuciła drugi, a może nawet trzeci bieg. Płocczanie zdecydowanie mocniej stanęli w obronie, z czego poszły szybkie kontry wykończone przez Krzysztofa Komarzewskiego oraz Przemysława Krajewskiego. Kilka efektownych akcji pokazał Mindegia, a to wszystko świetną postawą między słupkami okrasił Adam Morawski.
Tak zbudowanej przewagi gospodarze już nie oddali do końca meczu. W barwach Górnika starał się jeszcze szarpać Łukasz Gogola, ale jego wysiłki nie wystarczyły. Nafciarze mogą sobie dopisać pierwsze punkty w sezonie.
Orlen Wisła Płock - Górnik Zabrze 27:18 (12:10)
Wisła: Morawski, Stevanovic - Ruiz 3, Lemanowicz, Komarzewski 4, Terzić, Mindegia 3, Stenmalm 2, Vejin, Szita 6 (3 k), Mihić 4, Czapliński, Krajewski 1, Serdio 1, Toto 2, Susnja 1
Kary: 8 min. (Stenmalm, Toto, Szita, Ruiz - po 2 min.)
Karne: 3/3.
Górnik: Skrzyniarz, Galia - Kondratiuk 1, Sluijters 3 (1 k), Łyżwa, Gogola 6, Adamuszek, Dudkowski 1, Gliński, Buszkow, Tomczak 1 (1 k), Czuwara 2 (1 k), Bondzior 1, Bis, Daćko 3
Kary: 10 min. (Adamuszek 6 min., Bis 4 min.)
Czerwona kartka: Adamuszek (25 min., za faul)
Karne: 3/5
Czytaj także:
-> przerwa Cezarego Surgiela
-> nowy kołowy we Flensburgu?