Z pozoru nie ma się do czego przyczepić. Artsiom Karalek zagrał znakomicie w ataku, Władisław Kulesz słał pociski z dystansu, widać było pomysł w ataku i dobrą współpracę w obronie, z czego korzystał świetny Andreas Wolff. Gdy Igor Karacić efektownie wykończył wrzutkę i dał prowadzenie 26:23, wydawało się, że nic nie odbierze zwycięstwa. A jednak.
- Bardzo nas boli, że nie udało się wygrać, bo zagraliśmy dobrze, mieliśmy trzy bramki przewagi. To był typowy mecz dwóch zespołów na podobnym poziomie, bardzo wyrównany, wszystko mogło zadecydować się w jednej akcji. Teoretycznie mogę być zadowolony z siebie, ale nie trafiłem w najważniejszym momencie - skomentował dla kielcehandball.pl przybity Kulesz, zdobywca sześciu bramek, który spudłował rzut, mogący dać remis 31:31.
- Nie ma mowy o złości na Wlada. Jak w każdym meczu tak będzie grał w ataku, to ja mogę tylko wchodzić do obrony - zażartował Tomasz Gębala, któremu po końcowym gwizdku nie było jednak do śmiechu.
- Kilka błędów w obronie, przegrywaliśmy 1 na 1, brak komunikacji w końcówce... to tak na szybko, co mogę wyliczyć. Sam też popełniłem niepotrzebny faul w ataku, zatrzymywał nas bramkarz Bergerud. Mieliśmy dwa punkty na wyciągnięcie ręki. Niestety, nie pomogliśmy też Andiemu po przerwie, wcześniej dobrze funkcjonowała nasza współpraca, trochę ułatwialiśmy mu zadanie - przeanalizował Gębala.
- Musimy szybko się podnieść, bo przed nami ważny mecz w Superlidze z Górnikiem, potem za kolejne trzy dni bardzo trudna potyczka w Lidze Mistrzów z mocnym Pickiem Szeged - dodał reprezentant Polski.
ZOBACZ:
Veszprem wygrało na inaugurację
Eurosport przejmuje piłkę ręczną!
ZOBACZ WIDEO: ZAKSA zdobyła Superpuchar Polski. Zatorski: Cieszymy się z każdego trofeum, nie chcemy osiadać na laurach