Angel Fernandez: Sportowcy mają niewidzialny zapis w kontrakcie [WYWIAD]

WP SportoweFakty / Krzysztof Betnerowicz / Na zdjęciu: Angel Fernandez Perez
WP SportoweFakty / Krzysztof Betnerowicz / Na zdjęciu: Angel Fernandez Perez

- Grać bez kibiców to jak jeździć samochodem, ale nie móc wrzucić najwyższego biegu - mówi Angel Fernandez o realiach nowego sezonu. Hiszpan walczy o przedłużenie umowy z Łomżą Vive Kielce. - Jestem w najlepszej formie w życiu i cieszę się tym.

[b]

Maciej Szarek, WP SportoweFakty: Jak wpisałem twój numer do kontaktów, na WhatsApp zobaczyłem opis: "Wykorzystaj swoją okazję". W domyśle - napisz. Zlatan Ibrahimovic ukradł ci konto?[/b]

Angel Fernandez Perez, skrzydłowy Łomża Vive Kielce: (śmiech) To cytat z piosenki, której słuchałem w młodości. Bardzo go lubię. Ale prawda, Zlatan mógłby mieć podobny opis!

Humor dopisuje, bo i forma na parkiecie się zgadza. Z Flensburgiem pięć bramek, z Pickiem Szeged cztery i to przy świetnej skuteczności. Co stoi za twoją dyspozycją?

Nie wiem czy to tylko szczęście głupiego, czy dobrze na mnie działa, że w tym sezonie czuję, że mam zdecydowanie większą odpowiedzialność w drużynie. Takie docenienie pomaga. Czuję, że zespół mnie potrzebuje, a ja chcę się mu poświęcić. Kiedy z klubu odszedł Mateusz Jachlewski, zwłaszcza w Lidze Mistrzów, gram o wiele więcej i to mi pasuje. W moim poprzednim klubie (Naturhouse La Rioja - red.) prawie zawsze grałem po 60 minut, czy to w lidze, czy w europejskich pucharach, byłem do tego przyzwyczajony. Lubię grać ile się da, cieszę się, że teraz jest to możliwe i mam trochę więcej szans na pokazanie swoich umiejętności.

ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: sprinterzy w szoku! Tego na mecie nie spodziewali się

Myślałem, że to może przez ten trening na strzelnicy przed sezonem. Podobno zakasowałeś resztę.

Bardzo mi się podobało! Gram w gry wideo, lubię wszystkie konkurencje na precyzję, to trochę jak w piłce ręcznej, więc bardzo dobrze się w tym czuję.

A co ciekawe, za granie na skrzydle wziąłeś się dość późno…

Tak, nie od początku byłem skrzydłowym. Wcześniej grałem na... kole. Dopiero mając 16 lat przeszedłem na skrzydło. Lubię moją pozycję, bo musisz być bardzo skuteczny w rzutach. Nie wiadomo, ile dostaniesz szans podczas meczu. Trzeba rzucać taktycznie, rywalizować w tym aspekcie z bramkarzem rywali i być mega skutecznym albo wracasz na ławkę.

W tym sezonie skrzydłowi w Kielcach dostali chyba ciut więcej zadań od trenera Dujszebajewa? Regularnie gracie “szybki środek”, choćby z Flensburgiem padły co najmniej trzy bramki po takich akcjach, a to nie było dotąd regułą.

Może nie są to rzeczy zupełnie nowe, ale to prawda, że w tym sezonie Talant oczekuje od nas, żebyśmy nadawali drużynie większy rytm przy wznowieniach. Presezon był długi i ciężki, ale dzięki temu jesteśmy w bardzo dobrej formie fizycznej i chcemy to wykorzystać, grając szybko i zaskakując rywali. To rzecz, którą dołożyliśmy w tym sezonie. Do tego kontrataki, które zawsze są zasługą dobrej obrony, i mamy starać się zdobywać dużo "łatwych" goli.

Jak dotąd efekty w kratkę: porażka z Flensburgiem (30:31), ale wygrana z Pickiem Szeged (26:23).

Po porażce we Flensburgu byliśmy mocno przygnębieni, bo wiedzieliśmy, że mogliśmy wygrać, prowadziliśmy przecież już trzema bramkami i mogliśmy “zabić” mecz. Ale taki jest sport, oni grali u siebie, sędziowie też kilka razy gwizdnęli na ich korzyść, my zrobiliśmy parę błędów i w efekcie przegraliśmy. Zobacz jednak, że ten sam Flensburg wygrał potem z PSG (29:28), więc udowodnili, że zwycięstwo z nami to nie był przypadek, będą w tym sezonie bardzo mocni. Nasza wygrana z Pickiem tydzień później była bardzo, bardzo ważna. Dla naszej pewności siebie, humorów i nastawienia.

Elverum, wasz kolejny rywal (mecz w czwartek - red.), wydaje się outsiderem w grupie, choć na "dzień dobry" wygrał z Porto (30:28).

Dlatego musimy zagrać na sto procent, jak zawsze. Można powiedzieć, że to mniej renomowana ekipa, ale takie myślenie może nas łatwo zgubić.

Nie wpłyną na was zawirowania z powodu koronawirusa? Okazało się, że jeden z zawodników Picku był zarażony podczas pobytu w Polsce. Do ostatniego momentu nie wiadomo było, czy polecicie do Norwegii.

Nie. Bardzo się cieszę, że wszystkie testy w naszej drużynie wyszły negatywnie i jesteśmy zdrowi, to pokazuje, że my - zawodnicy - i klub jesteśmy profesjonalistami i robimy, co się da, by unikać ryzyka. Teraz tylko grać.

Walka o przedłużenie kontraktu też daje ci dodatkowego kopa? Jesteś jednym z dwóch zawodników Łomży Vive Kielce (obok Sigvaldiego Sigurdssona - red.), którym po sezonie kończy się umowa.

Może trudno w to uwierzyć, ale teraz nie poświęcam temu wiele uwagi. Moja przyszłość zależy od tego, jak będę grał w najbliższych miesiącach, więc właśnie na kolejnych spotkaniach się skupiam. Chcę pomóc drużynie wygrywać, to się dla mnie liczy. A czy przedłużę tutaj kontrakt, czy przejdę do nowej ekipy, to są tematy na później. Teraz chcę tylko dobrze grać i wygrywać.

Faktycznie, nie wierzę, że da się to zupełnie wyrzucić z głowy.

Na pewno trudno jest to zrobić, bo graniem w piłkę ręczną zarabiam na życie, ale do tego dążę, zwłaszcza, że nie wszystko zależy ode mnie. Teraz jestem odpowiedzialny tylko za swoja grę. A przyszłość to przyszłość. W tym roku numer na koszulce zbiegł się z moim wiekiem, ale te 32 lata mnie nie obchodzą. Jestem fizycznie w najlepszej formie w życiu i chcę się tym cieszyć, grając jak najlepiej. Rozmyślanie o kontrakcie i analiza tego, co może być, nie wpłynęłaby pozytywnie ani na moją grę, ani skupienie. Takie myślenie może paraliżować.

Ale chciałbyś zostać w Kielcach?

Jestem tu szczęśliwy. Teraz nie biorę pod uwagę gry w jakimkolwiek innym miejscu.

W ciągu poprzednich sezonów często słyszeliśmy od was, że “kibice są ósmym zawodnikiem”. Teraz mamy okazję przekonać się o tym w praktyce. Jak ci się gra w nowych realiach?

To dla nas wszystkich coś zupełnie nowego. Mecz we Flensburgu był dziwny, nie czułem się w ogóle jak na meczu Ligi Mistrzów! Był hymn, prezentacja, ale to nie było to, bez kibiców to nie to samo. Na szczęście w Polsce dość dobrze radzimy sobie z wirusem i trochę kibiców może być na trybunach. To super sprawa. Cieszę się z tego bardzo. Po sześciu miesiącach bardzo za tym tęskniliśmy.

Pytam, bo czasem miałem wrażenie, że te wypowiedzi o kibicach to zwykła kurtuazja.

No to teraz tym bardziej wiemy, że nie. To trochę jak z samochodem, który ma sześć biegów, ale bez kibiców możesz jechać maksymalnie na piątce. Sport, więc i piłka ręczna, to kibice. Dla nich gramy, dla nich trenujemy, dla nich się staramy. Według mnie o to w tym wszystkim chodzi.

Na drugiej stronie Angel Fernandez opowiada o nieschodzącym uśmiechu hiszpańskich zawodników, wylosowaniu Polski w grupie MŚ 2021 oraz niewidzialnym dopisku w kontrakcie każdego sportowca.
[nextpage]Wszyscy mówią mi, że jesteś wulkanem pozytywnej energii, tym typem człowieka, co budzi się z uśmiechem na twarzy nawet w poniedziałek rano. To prawda?

Wtedy może nie, ale kiedy już napiję się porannej kawy, to staram się cieszyć życiem (śmiech). Tak mnie wychowano, by potem przekazywać tę energię dalej. Taką samą rolę przyjmuje w drużynie, bo chcę pomagać nie tylko na boisku, ale także poza nim, niosąc zawsze ze sobą dobry humor i tworząc dobrą atmosferę. Myślę, że to w ogóle typowe dla hiszpańskich zawodników, to coś, co nas wyróżnia, że potrafimy dać drużynie coś ekstra od siebie w szatni, budując pozytywny vibe.

Polakom tego brakuje?

Żebyśmy się zrozumieli, nie chodzi mi o to, że my, Hiszpanie, jesteśmy bardziej szczęśliwi w życiu czy lepsi, mamy po prostu inny styl bycia. Bogate życie społeczne nas definiuje. To wynika z naszej kultury, która jest bardziej otwarta, my jesteśmy bardziej otwarci. Lubimy więcej rozmawiać. Tak samo o wiele częściej wychodzimy z domu, trochę żyjemy na ulicy: w barach, pubach czy w restauracjach. W Polsce częściej spotyka się w domach. Ale lubię też mentalność Polaków, przydaje się zwłaszcza w pracy, gdy liczy się metodyczność, skupienie i spokój.

Skoro o Polsce i Hiszpanii mowa, zagramy ze sobą w grupie Mistrzostw Świata 2021 w Egipcie. Cieszysz się?

Tak.

Bo jesteśmy słabi?

Nie! (śmiech) Cieszę się, bo zagram z kolegami z drużyny. Jordi (Ribera, selekcjoner rep. Hiszpanii - red.) podkreślał już nam, że nie mamy słabych rywali, że ta grupa będzie naprawdę trudna. Na MŚ jest wiele słabszych zestawów, mniej wymagających grup. Też tak uważam. W naszej każda (są jeszcze Tunezja i Brazylia - red.) ekipa może wygrać z każdą, jeśli będzie mieć dobry dzień. Jeśli nie podejdziemy do tych meczów na maksa, przegramy. Także z Polską. Ale nie chcemy do tego dopuścić. Naszym celem są medale, czeka nas 7-8 meczów na najwyższym poziomie skupienia.

Choć mistrzostwa Europy zdominowaliście (dwa kolejne tytuły, cztery imprezy z rzędu na podium), medalu z mundialu nie przywieźliście od 2013 roku. Skąd taka dysproporcja?

To kwestia szczęścia. Teraz jest tyle świetnych drużyn, że dużo zależy od drabinki i losowania. Na MŚ ostatnio wpadaliśmy na najmocniejsze ekipy, dla kogoś musiało brakować miejsca i padało na nas. Na ME z kolei to my zawsze znajdowaliśmy się na czele. Oby teraz się to odwróciło, choć ja i tak bardziej czekam na igrzyska w Tokio.

Magia igrzysk?

Każdy sportowiec powie ci to samo. Ja na igrzyskach jeszcze nie grałem i bardzo na to czekam. To marzenie każdego, kto zaczyna uprawiać sport. To też jedyny turniej, w którego historii nie mamy jeszcze złotego medalu. Jest to więc cel do zrealizowania.

Często manifestujesz swoje przywiązanie do kadry, choćby w social mediach.

Tak, kadra zawsze była i będzie dla mnie wyjątkowa. Za każdym razem chcę do niej wracać. Nawet jeśli w klubie idzie mi gorzej, na reprezentacji można się odbić. Dla zawodnika to przerwa od codzienności, zmiana mentalności, taktyki, ale też powrót do kraju, do domu, do znajomych.

Wyczuwam w głosie pewną nostalgię.

Jasne, że bardzo tęsknię za Hiszpanią. Najbardziej za rodziną, przyjaciółmi i psem! Zawsze mówię, że to jest napisane małym, niewidocznym druczkiem w kontrakcie: zarabiasz, robisz co kochasz, czyli grasz w piłkę ręczną, ale będąc za granicą tracisz momenty z życia twojej rodziny. To mój trzeci sezon w Polsce, ale poprzednie pięć także grałem poza domem, na drugim końcu Hiszpanii. To w końcu męczy. Jesteś w domu trzy razy w roku, moja siostra ma dzieci, których właściwie nie znam. Czuję, że ucieka mi część ich życia. Ale kariera sportowca jest krótka, trzeba ją wycisnąć ile się da i się dostosować.

Przyjeżdżając do Polski zmieniłem całe swoje życie, pierwszy raz jestem na dłużej za granicą. To nowa kultura, nowy język, dzięki czemu zmieniłem postrzeganie wielu rzeczy. Bardziej cenię rodzinę i przyjaciół, bo rzadko ich mam przy sobie. Kiedy jestem w Hiszpanii, wykorzystuję każdą minutę z nimi.

Twoje życie poza treningami i meczami nie kręci się chyba za bardzo wokół handballa?

Interesuję się, śledzę wyniki Ligi Mistrzów czy ligi hiszpańskiej, ale nie oglądam wielu spotkań poza tymi, w których sam gram - by poprawić błędy - i naszych kolejnych rywali. Odcinam się od ręcznej, kiedy mogę, bo nie chcę przesadzić, żeby nie wpaść w błędne koło. Wolę pogadać z rodziną, znajomymi, w Hiszpanii uwielbiam leżeć na plaży i chodzić na spacery z psem, a tutaj poczytać książkę, obejrzeć serial lub pograć na konsoli. Bardziej ze znajomymi ze swojego rodzinnego miasta, z innych klubów czy z kadry, żeby pozostać z nimi w kontakcie. Na pewno nie jesteśmy gamerami jak Andi Wolff (śmiech), ale choć nasze dziewczyny tego nie lubią, to w czasie wolnym często gramy online.

Mówiłeś też o książkach i serialach, co polecasz?

Z książek to "Patria" Fernando Aramburu. Opowiada o Kraju Basków, o ich historii związanej np. z terroryzmem. To pozwala lepiej zrozumieć, co się działo w Hiszpanii i jaki ma to wpływ na teraźniejszość. Serial? Wszyscy wiedzieli pewnie "Dom z papieru", więc powiem o czymś innym: "La que se avecina" - komedia, typowy hiszpański humor, trochę czarny. Spoza Hiszpanii to "W garniturach" i "Open" Andre Agassiego.

Mówiliśmy za czym tęsknisz z Hiszpanii, a znalazłeś już coś, za czym będziesz tęsknił, gdy wyjedziesz z Polski?

Za kibicami! Zdecydowanie. W Kielcach mamy jednych z najlepszych na świecie, zainteresowanie piłką ręczną jest bardzo duże. Tu jest inaczej niż w Hiszpanii, gdzie cały kraj ogląda kadrę na mistrzostwach, ale kluby nikogo nie obchodzą. Wystarczy popatrzeć na Palau Blaugrana (halę Barcelony - red.), która zwykle jest pusta nawet na Lidze Mistrzów.

A! No i będę tęsknił za żurkiem i pierogami.

Obserwuj autora na Twitterze i czytaj jego pozostałe teksty!
Czytaj także:
Wyniki testów Łomży Vive Kielce
Puchar Polski jest niezagrożony