Finały Akademickich Mistrzostw Polski - AMPów - w piłkę ręczną rozgrywane były w tym roku w dniach od 28 września do 1 października w Siemianowicach Śląskich. Na turniej przyjechały drużyny z całego kraju, aby zmierzyć się w zmaganiach z innymi szczypiornistami.
Wśród uczestników nawet niedzielny kibic zwróciłby uwagę na kilka znajomych twarzy. W drużynie z Akademii Leona Koźmińskiego występował znany z gry w Azotach Puławy czy KPR Legionowo Tomasz Kasprzak. Z kolei zespół zwycięzców całych mistrzostw, Politechniki Opolskiej, miał wsparcie zawodników występujących na co dzień w PGNiG Superlidze - Jana Klimkowa, Szymona Działakiewicza, Wiktora Kawki czy Macieja Zarzyckiego. Ten ostatni został nawet wybrany MVP całego turnieju.
Problemy zaczęły się tuż po zakończeniu turnieju. Jak udało nam się ustalić, kilku zawodników broniących barw warszawskich uczelni zaczęło zgłaszać objawy podobne do tych występujących przy zakażeniu koronawirusem. W większości przypadków dotyczyło to gorączki lub stanu podgorączkowego i ogólnego osłabienia. Są też i bardziej poważne - według naszych informacji, jeden z zawodników chwilowo utracił smak i węch. W rezultacie odwołane zostały Akademickie Mistrzostwa Warszawy i Mazowsza.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: niesamowity pech kolarza! Prowadził w wyścigu, ale... wylądował w krzakach
Ryzyko jest wysokie - przypomnijmy, że dwa dni przed rozpoczęciem zmagań kilku zawodników KPR Gwardii Opole (biorących udział w AMPach) było na felernym zgrupowaniu reprezentacji Polski. Zgrupowaniu, które poskutkowało odwołaniem finałów Pucharu Polski (WIĘCEJ) oraz najbliższej kolejki PGNiG Superligi (WIĘCEJ).
Poprosiliśmy klub z Opola o komentarz. - Żaden z zawodników biorących udział w AMPach nie zgłaszał objawów. O tym, że wśród kadrowiczów pojawił się przypadek, dowiedzieliśmy się po zakończeniu turnieju, jak wracaliśmy. Chorych zawodników nie puścilibyśmy na turniej - powiedział nam Tomasz Wróbel, dyrektor sportowy Gwardii.
- Weźmy na przykład Patryka Mauera. Był chory, więc mimo bycia studentem (Politechniki Opolskiej - przyp. red.) nawet nie pojechał, nie puściliśmy go. Wszyscy zawodnicy, którzy pojechali na turniej, czuli się zdrowi - dodał.
Wróbel mówi, że klub starał się jak o zachowanie jak najostrzejszego reżimu sanitarnego. - Chcieliśmy oddzielić się od pozostałych uczestników jak najbardziej. Mieliśmy swój hotel, z innymi zawodnikami spotykaliśmy się tylko w trakcie spotkań. Regularnie mierzyliśmy temperaturę. Ale skąd oni (zawodnicy Gwardii - przyp. red.) mogli wiedzieć, czy są chorzy, skoro na zgrupowaniu nawet tej temperatury im nie mierzono - skomentował Wróbel.