Duńczycy poluzowali przepisy epidemiologiczne i turniej na ich boiskach nie jest zagrożony, odizolowana zostanie tylko osoba zarażona. Norwegowie, drudzy z organizatorów, są znacznie bardziej restrykcyjni i jak na razie nie zamierzają odpuszczać.
Jeśli w trakcie spotkań w Trondheim, gdzie mają zagrać Polki, stwierdzi się koronawirusa nawet u członka sztabu, to taka sytuacja jest równoznaczna z kwarantanną dla całego zespołu i... przeciwnika. W konsekwencji - dla przykładu - dodatni przypadek po inauguracyjnym meczu Biało-Czerwonych z gospodyniami wyeliminuje z rozgrywek dwie reprezentacje.
Na trzy tygodnie przed początkiem imprezy wciąż nie rozwiązano turniejowego absurdu. Ministerstwo zdrowia nie zamierza uczynić wyjątku dla szczypiornistek, choć negocjacje cały czas trwają. Norweska federacja w razie fiaska rozmów grozi wycofaniem z roli gospodarza.
Duńczycy też mają problem z organizacją ME 2020, bo jedno z miast-organizatorów Fredrikshavn zostało zamknięte z powodu wykrycia mutacji koronawirusa na fermie norek. Trwają obecne poszukiwania nowego gospodarza. Według norweskich mediów, niewykluczone, że całe mistrzostwa zostaną w ogóle przeniesione do Danii.
Polki mają zmierzyć się w grupie jeszcze z Niemkami i Rumunkami. Początek turnieju 3 grudnia.
ZOBACZ:
Superliga kobiet stała się bardzo wyrównana
Start Elbląg w dołku
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: niewiarygodna wymiana! Wybiegł poza kort, wrócił i... Zobacz koniecznie