Choć niewielu się tego spodziewało, to styczeń był miesiącem odrodzenia reprezentacyjnej piłki ręcznej. Biało-Czerwoni zapewnili największe emocje od igrzysk w Rio, otarli się o miejsce w ćwierćfinale, po drodze w ekscytującym stylu rozbili Brazylijczyków, postraszyli Hiszpanów i prawie wygrali z Niemcami. Przez dwa tygodnie przytrafił im się tylko jeden słabszy występ, w boju o ćwierćfinał z Węgrami.
Oprócz korzystnego wrażenia i niezłego 13. miejsca, kadra zyskała doświadczenie na przyszłość i przede wszystkim przekonała się, że nie powinna obawiać się żadnego rywala. To o tyle ważne, że w poprzednich latach rzadko udawało nawiązać się wyrównaną walkę z klasowym przeciwnikiem.
Po 1,5 miesiąca przerwy kadra ponownie zebrała się na zgrupowaniu we Wrocławiu i niemal z marszu udała się do Celje. W porównaniu do składu z MŚ 2021 zaszły trzy istotne zmiany. Na zakończenie turnieju poważnej kontuzji kolana (po raz trzeci) doznał Maciej Majdziński, zastąpił go naturalny kandydat do tej roli Szymon Działakiewicz, czyli najbardziej utalentowany z polskich mańkutów. Tomasz Gębala i Arkadiusz Moryto liżą rany po lutowym maratonie Łomży Vive Kielce w Superlidze i Lidze Mistrzów. - Wiadomo, że tempo było wysokie i niektórzy odczuwają różne dolegliwości, ale generalnie cała siedemnastka jest gotowa do gry - przyznaje selekcjoner Patryk Rombel.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: rajskie wakacje seksownej tenisistki
O ile Michał Daszek bez istotnego spadku jakości powinien zastąpić Morytę, o tyle Gębala był pewnym punktem obrony i jednym z głównych bombardierów. - Za Arka pojechał z nami Dawid Fedeńczak. Na lewym rozegraniu mamy do dyspozycji Damiana Przytułę, który trenował z nami w grudniu, poznał naszą taktykę, jest obiecujący, poza tym występuje w Kwidzynie w obronie. W naszych założeniach Piotr Chrapkowski to obrońca, jesteśmy z niego zadowoleni i tam będzie występować - tłumaczy trener Patryk Rombel.
Selekcjoner dobrze zdaje sobie sprawę z siły rywali, ma sporo materiału poglądowego z przegranego spotkania w ME 2020 (23:26). Wówczas Polacy niby naciskali Słoweńców, ale ich zwycięstwo nie było poważnie zagrożone. Główne zagrożenie stanowią środkowi - Dean Bombac, Miha Zarabec i Stas Skube. Wszyscy trzej są uznawani za środkowych z europejskiego topu. - Są świetnie wyszkoleni technicznie, wszyscy wiedzą, że ich największą siłą są środkowi z czołowych klubów Europy, ale także musimy uważać na grę z kołowymi. To podstawa ich taktyki. Poza tym od pewnego czasu stosują taktykę z dwoma środkowymi, którzy mogą zastąpić kontuzjowanych lewych rozgrywających - analizuje Rombel.
Akurat spotkanie ze Słoweńcami nie jest tym z serii "o być albo nie być", ale ewentualny sukces praktycznie zapewniłby awans do ME 2022 mężczyzn. Pod większym napięciem Polacy przystąpią do kolejnej potyczki z Holendrami, bezpośrednimi rywalami do awansu (14 marca). Jak na razie Biało-Czerwoni wypełnili w styczniu 100 proc. normy, dwa razy dość gładko ograli Turków, ale potrzebują punktów z realnymi konkurentami do miejsca w ME 2022.
Pytanie, jak postąpi trener Słoweńców Ljubomir Vranjes, który ma w perspektywie kwalifikacje olimpijskie z udziałem Niemców i Szwedów. Wydaje się, że to priorytet dla brązowych medalistów MŚ 2017, ale z drugiej strony starcie z Polakami jest jedyną próbą generalną przed walką ze światową czołówką.