W tym artykule dowiesz się o:
Mistrzowie Polski nie mają zbyt wielu powodów do zadowolenia po rozegraniu pierwszych sześciu spotkań w Lidze Mistrzów 2015/2016. Kielczanie, będący brązowymi medalistami rozgrywek z ubiegłego sezonu, w obecnych wywalczyli zaledwie 6 punktów (4. miejsce w tabeli grupy B). Odnieśli triumf jedynie nad drużynami powszechnie uznawanymi za jedne z najsłabszych w grupie: Montpellier Agglomeration HB i IFK Kristianstad.
W pozostałych występach nie prezentowali się z najlepszej strony. Co prawda wywalczyli remisy w starciach z Rhein-Neckar Löwen i FC Barcelona Lassa, lecz jeden punkt zdobyty w boju z Katalończykami był dla nich tak naprawdę jak porażka. Konfrontacja ta zakończyła się bowiem wynikiem 30:30, choć jeszcze 44 sekundy przed ostatnim gwizdkiem Vive Tauron prowadził 30:28. Ponadto ekipa z Kielc poniosła sromotną klęskę w Skopje z Vardarem (24:34) oraz, dość niespodziewanie, przegrała na wyjeździe MOL-Pick Szeged (30:31). Aż w czterech pojedynkach podopieczni Talanta Dujszebajewa stracili 30 goli bądź więcej, co nie wystawia najlepszego świadectwa kieleckiej defensywie.
Kiedy na inaugurację zmagań w tegorocznej Lidze Mistrzów płocczanie w dramatycznych okolicznościach wywalczyli remis 27:27 przeciwko MKB-MVM Veszprém wydawało się, że mają wszelkie argumenty ku temu, by solidnie przeciwstawiać się każdemu grupowemu rywalowi. Kolejne dwa wyjazdowe mecze w ich wykonaniu - przegrany 24:29 z Paris Saint-Germain HB oraz wygrany 28:25 z Celje Pivovarna Lasko pokazały jeszcze, że z Orlen Wisłą każdy musi się poważnie liczyć. Po odniesieniu triumfu w Słowenii nad drużynę Manolo Cadenasa nadciągnęły jednak czarne chmury.
Wszystko co najgorsze zaczęło się dla nich od klęski 23:37 w Orlen Arenie przeciwko THW Kiel. Po tej porażce gracze z Płocka nie odkuli się również w dwóch kolejnych występach. Przegrali 25:29 z RK Prvo plinarsko društvo Zagrzeb oraz 30:34 z SG Flensburg-Handewitt, w związku z czym po sześciu kolejkach plasują się dopiero na 6. lokacie w grupie A (3 pkt). Do 5. pozycji tracą w już w chwili obecnej aż 3 "oczka".
Kibice duńskiego zespołu w najgorszych snach nie wyobrażali sobie, że ich podopieczni tak koszmarnie zainaugurują zmagania na europejskiej arenie. O pierwszych czterech kolejkach Ligi Mistrzów zawodnicy KIF Kolding chcieliby jak najszybciej zapomnieć, ponieważ stały się one pasmem kompromitujących niepowodzeń. Nie można bowiem inaczej nazwać kolejnych porażek 26:33 z IFK Kristianstad, 18:30 z Rhein-Neckar Löwen, 25:30 z Montpellier Agglomeration HB czy 22:27 z Pickiem Szeged. I to wszystko, mając w składzie wielu byłych bądź obecnych reprezentantów Danii i Szwecji, na czele z bramkarzem Kasperem Hvidtem czy rozgrywającym Kimem Anderssonem.
Wraz z nadejściem 5. serii spotkań, w postawie drużyny z Koldyngi można było jednak zauważyć wyraźny postęp, który od razu przełożył się na osiągnięty wynik. Wówczas bowiem KIF pokonał 33:31 Vardar Skopje, by w następnej kolejce postawić ogromny opór FC Barcelonie Lassa. To starcie ostatecznie zakończyło się sukcesem Katalończyków, którzy wygrali 28:25, lecz zarazem umocniło w fanach duńskiej ekipy nadzieję, że ich ulubieńcy nie muszą zakończyć przygody z turniejem na pierwszej rundzie. Aktualnie KIF Kolding zajmuje jednak ostatnie, 8. miejsce w tabeli grupy B.
Przy analizie postawy klubu z Mannheim coraz częściej pojawiają się głosy, że popularny Lwy nieco odpuszczają spotkania w Lidze Mistrzów, koncentrując się przede wszystkim na odnoszeniu zwycięstw w Bundeslidze. Na krajowym podwórku drużyna walczy bowiem o pierwsze w historii mistrzostwo Niemiec (obecnie prowadzi w krajowej lidze z dorobkiem 22 punktów i kompletem 11 zwycięstw).
Fazę grupową Ligi Mistrzów szczypiorniści Rhein-Neckar rozpoczęli mocnym akcentem, w postaci wygranych 22:21 nad FC Barceloną Lassa i 30:18 nad KIF Kolding. W kolejnych meczach ich dyspozycja nie wyglądała już jednak tak korzystnie. Sensacyjnie ulegli oni 29:32 IFK Kristianstad, ze słabej strony pokazali się w boju z Vardarem Skopje (19:25), a w starciu z Vive Tauronem Kielce (28:28) nie potrafili odnieść zwycięstwa, pomimo że do przerwy prowadzili różnicą czterech trafień. To właśnie od straconego punktu z kielczanami rozpoczęła się niezbyt korzystna passa niemieckiego klubu na europejskich parkietach.
Meszkow Brześć
Białoruski zespół przystąpił do zmagań w grupie C jako jej faworyt. I w pierwszych trzech kolejkach wywiązywał się z niej znakomicie, notując trzy kolejne zwycięstwa. Potem jednak graczom z Brześcia nie udało się uniknąć niepowodzeń. Najpierw ulegli oni u siebie 31:33 Naturhouse La Rioja, a w następnej serii gier przegrali wyjazdową potyczkę z FC Porto 28:29.
Później wzięli oni co prawda skuteczny rewanż na Portugalczykach, lecz na cztery kolejki przed końcem grupowych zmagań zdecydowanie nie mogą być pewni awansu do fazy play-off, w której drużyny z grup C i D będą rywalizować o dwa miejsca premiowane udziałem w 1/8 finału.
Bartosz Konitz (Orlen Wisła Płock)
Niespełna 31-letni rozgrywający trafił do Nafciarzy przed obecnym sezonem jako gwiazda PGNiG Superligi. Na transfer do Płocka zapracował on wieloma znakomitymi występami w barwach Pogoni Szczecin. Jego przypadek pokazuje natomiast, że liga polska i Liga Mistrzów to dwie zupełnie różne bajki.
Naturalnym jest, że po ściągnięciu jakiegokolwiek zawodnika do Orlen Wisły wymaga się od niego także udanych występów w Europie. Tymczasem w pucharowych zmaganiach Konitz rozczarowuje jak dotąd na całej linii. W sześciu rozegranych spotkaniach zdobył zaledwie 3 gole, wielokrotnie podejmując przy tym niewłaściwie decyzje w ofensywie. Kibice płockiego zespołu mają niezaprzeczalne prawo wymagać od niego znacznie więcej.
Denis Buntić (Vive Tauron Kielce)
Dyspozycja chorwackiego rozgrywającego w Lidze Mistrzów pozostawia wiele do życzenia. Pod jego adresem można usłyszeć zarzuty, że nie gwarantuje drużynie tego, czego oczekuje się od gracza występującego w szeregach uczestnika ostatniego Final Four. Chorwata z pewnością nie można zaliczyć do grona motorów napędowych kieleckiego zespołu. Na ławce kar spędził tyle samo minut (12) co zdobył goli. Jeśli w dalszej części rozgrywek nie da zespołowi od siebie więcej, po sezonie będzie jednym z pierwszych kandydatów do opuszczenia Vive Tauronu.