Skoczkowie większości ekip narzucili sobie mordercze tempo. W niedzielę rano skakali w niemieckich Willingen w Pucharze Świata. Dwa dni później olimpijczycy byli już w Pjongczangu. Polscy skoczkowie podróżowali via Warszawa. Tam zaliczyli olimpijskie ślubowanie i ruszyli na podbój Korei.
Pierwsze treningi na miejscu zaplanowano już w środę, więc skoczkowie ledwo się zainstalowali, a już udali się na skocznię. Biało-Czerwoni nie szarżowali, trener Stefan Horngacher po trzech seriach treningowych stwierdził, że na razie starczy doznań. Austriak utwierdził się w swoim wyborze. Najsłabiej, choć generalnie całkiem nieźle, prezentował się Piotr Żyła i to jego zabraknie w kwalifikacyjnej czwórce. Kadra jest bowiem najmocniejsza w historii. By załapać się do konkursu, trzeba było uplasować się w czołowej dziesiątce.
Większość uwagi skupił Kamil Stoch. Główny kandydat do krążka skakał najlepiej z naszych, w każdej próbie plasował się w trójce, wygrał jeden trening. Reszta tuż za jego plecami. Bardzo blisko czołówki Dawid Kubacki i Stefan Hula, zwyżkę formę zasygnalizował Maciej Kot. Horngacher podjął prawidłową decyzję - nie ma sensu męczyć drużyny, forma nie wyparowała.
Inni mieli problemy i szukali optymalnych rozwiązań. Ze zmianami stref czasowych nierówny bój toczył Richard Freitag - słabiutki w pierwszych skokach, lepszy, aczkolwiek nadal nie rewelacyjny w wieczornej sesji. Daniel Tande odpoczywał, leczył stan zapalny zęba, czyli w gruncie rzeczy nic poważnego, ale temat stał się idealną pożywką dla mediów na trzy dni przed olimpijskim konkursem. Niektórzy z faworytów potwierdzili, że są mocni. Na normalnym obiekcie dobrze czuje się Andreas Wellinger, kilka niezłych skoków oddali Norwegowie i Austriacy.
ZOBACZ WIDEO Apoloniusz Tajner: Kadra skoczków jest silniejsza niż w Soczi
Trenerzy potęg bacznie obserwowali poczynania, bo musieli skreślić jednego z piątki zawodników. Pech spotkał Clemensa Aignera, Stephan Leyhe i Taku Takeuchiego, wśród Norwegów odpadł Anders Fannemel. Oni poczekają na swoją szansę do zmagań na dużej skoczni. Pewny ósmego występu jest rekordzista Noriaki Kasai.
Kwalifikacje tylko z pozoru nie wnoszą wiele do rywalizacji olimpijskiej. Dobre próby mogą dodać faworytom pewności, chociaż to nie reguła. Cztery lata temu Stoch spisał się raczej przeciętnie, a w konkursie zmiażdżył konkurentów. W 2010 roku natomiast w czołówce plasował się Adam Małysz, późniejszy srebrny medalista.
Do ostatniej próby sił należy podchodzić z rezerwą, przecież faworyci nie wyłożą jeszcze wszystkich kart na stół. Zwłaszcza, że walka o medale dopiero za dwa dni. Przez ten czas dużo może się zmienić.
8 lutego (czwartek):
13.30 - kwalifikacje (HS-109)