Przeszywający, mroźny wiatr, skostniałe dłonie i odmarzające twarze. Sportowcy dostają w kość w Pjongczangu

Getty Images / Carl Court / W Pjongczangu pogoda daje w kość wszystkim
Getty Images / Carl Court / W Pjongczangu pogoda daje w kość wszystkim

Po tygodniu igrzysk wszyscy zgadzają się co do jednego: największym problemem dla sportowców i organizatorów jest wiatr. Przy dużym mrozie sprawia, że temperatura odczuwalna sięga nawet -30 stopni Celsjusza.

Żeby lepiej zrozumieć, co czują sportowcy i dziennikarze obecni w Pjongczangu, trzeba zdać sobie sprawę, czym jest temperatura odczuwalna. To stan, który określa odczucie termiczne przy danych warunkach pogodowych. Jest wyliczany na podstawie kilku parametrów - temperatury, siły wiatru, wilgotności i opadów.

Przykładowo: przy temperaturze -15 stopni i w miarę lekkim wietrze, wiejącym z prędkością 30 km/h, temperatura odczuwalna wynosi około -26 stopni Celsjusza. Przy wietrze o prędkości 60 km/h jej wartość wynosi już około -30 stopni.

Wtorek, 6 lutego

Ląduję na lotnisku Incheon blisko Seulu, gdzie spotykam się z przyjacielem Dominikiem Rutaną, który od ośmiu lat mieszka w Korei Południowej.

- Temperatura zimą w Korei Południowej spada poniżej -15 stopni Celsjusza, ale dodatkowy problem stanowi klimat. Panują tu gorące, wilgotne lata i suche zimy, co sprawia, że temperatura odczuwalna jest znacznie niższa. Myślę, że będzie to bardzo mocno dokuczać sportowcom - zwłaszcza w konkurencjach narciarskich np. w biegach i biathlonie - powiedział mi na powitanie Dominik.

Jadę pociągiem do Gangneungu w okolicach Pjongczangu. Mróz faktycznie nie ustępuje, a wiatr wieje cały czas.

Środa, 7 lutego

W wiosce olimpijskiej trwa ceremonia otwarcia igrzysk olimpijskich. Jest zimno, ale słonecznie. Rozmawiam z naszymi olimpijkami.

- Moje pierwsze wrażenia z Korei to oczywiście ten trzaskający mróz, który trochę psuje obraz bardzo fajnego i dobrze przygotowanego miejsca. Wiatr, który wszędzie hula, sprawia, że temperatura odczuwalna w godzinach naszego startu sięga -30 stopni Celsjusza. Można sobie tylko wyobrażać, co my czujemy w tych naszych ubrankach - mówi biathlonistka Weronika Nowakowska, która mimo pogody tryska energią i z optymizmem podchodzi do zbliżających się startów.

Jej koleżanka, Krystyna Guzik, także wolałaby, żeby temperatura nieco się podniosła, zwłaszcza w kontekście tego, że biathlonistki muszą strzelać: - Dobrze by było, żeby temperatura była trochę łagodniejsza. Tak, żeby przynajmniej nie zamarzały nam palce i żebyśmy mogły spokojnie strzelać. Wszyscy zawodnicy, którzy startują na odkrytych obiektach, będą mieli z tym problem. My w podobnych warunkach startowałyśmy już wielokrotnie i na pewno sobie poradzimy - mówi.

Reprezentantka Polski w narciarstwie alpejskim Maryna Gąsienica-Daniel podkreśla, że dla alpejczyków wiatr stanowi jeszcze większy problem.

- Stoki narciarskie zaczynają się na czubkach gór. Rano panuje tam temperatura -25 stopni Celsujsza, a do tego dochodzi wiatr. Jest naprawdę bardzo zimno, ale jakoś dajemy radę. Na stoku są ogrzewane budki, w których pracują ludzie od wyciągu. Pozwalają nam czasem wskoczyć na dwie minuty, żeby się ogrzać - opisuje sytuację 23-letnia narciarka.

ZOBACZ WIDEO: Adam Małysz: Wkładam na siebie, ile tylko mogę, ale twarz totalnie mi odmarzała

Czwartek, 8 lutego

Zwiedzam wioskę olimpijską w Pjongczangu, gdzie wiatr wieje nawet w środku osiedla między budynkami. Sportowcy, którzy po obiedzie wychodzą z głównej jadalni w hali YongPyong Dome, jeszcze przed drzwiami wyjściowymi zakładają rękawice, czapki i szaliki.

Jadę do kompleksu skoczni narciarskich Alpensia Jumping Park na kwalifikacje do olimpijskiego konkursu na skoczni normalnej. Na obiektach trochę wieje, ale zawody odbywają się bez większych problemów.

- Warunki były w miarę równe dla wszystkich. Oby tak samo było na zawodach - mówi Stefan Hula, który ze spokojem podchodzi do warunków pogodowych. - Nie mamy na to wpływu. Każdy musi sobie z tym radzić.

W podobnym tonie wypowiada się także Dawid Kubacki. - Skocznia w Pjongczangu nie ma wad. Wady są tylko takie, że czasami wieje i jest zimno. Przy takim mrozie trzeba się pilnować i trzymać ciepło. Ale mamy na to swoje sposoby - zapewnia.

Niestety, jak prorocze to były słowa, okazało się w sobotę. I sposoby nie pomogły.

Piątek, 9 lutego

Idę na ceremonię otwarcia igrzysk olimpijskich. Pod stadionem olimpijskim czujemy się jak na jakimś polu bitwy - wieje tak, że słychać huk flag 92 państw, które będą uczestniczyć w igrzyskach w Pjogczangu.

Niektórzy dziennikarze obawiają się silnego mrozu na trybunie prasowej. Okazało się, że organizatorzy postanowili o to zadbać. Wszyscy przedstawiciele mediów mogą odebrać pakiet z ciepłym kocem, płaszczem, a nawet ogrzewaczami do stóp i dłoni.

Owijam nogi kocem, zakładam płaszcz i siadam na trybunie. W takim ubraniu spokojnie można obejrzeć całą ceremonię, zobaczyć defiladę polskiej reprezentacji i doczekać emocjonującego momentu zapalenia na stadionie znicza olimpijskiego.

Po ceremonii chcę nagrać telewizyjny stand-up. Dookoła wieje i jest zimno, statyw od kamery kilkakrotnie się przewraca. W końcu znajduję miejsce, w którym od wiatru osłania mnie jeden z budynków. Nagranie zrobione.

Sobota, 10 lutego

Pierwszy start Justyny Kowalczyk na igrzyskach w Pjongczangu. Dziennikarze długo czekają w strefie mieszanej na naszą narciarkę biegową. - Po zawodach długo nie wychodziłam do dziennikarzy, bo miałam przezroczyste białe palce. One jutro będą pokryte bąblami, ale nic na to nie poradzę. Taki jest ten sport. Mróz doskwiera każdemu - przyznaje.

Konkurs olimpijski na skoczni normalnej ze względu na warunki pogodowe jest wielokrotnie przerywany. Dawid Kubacki musiał skakać w najgorszych warunkach, przez co kompletnie zawalił swoją próbę. Widać, że jest wściekły. Więcej szczęścia mają Stefan Hula i Kamil Stoch, którzy po pierwszej serii zajmują pierwsze i drugie miejsce.

Z trybun skoczni zawody ogląda prezydent Polski Andrzej Duda, który owinął się ciepłym kocem. Żywiołowo reaguje na skoki polskich skoczków. Po pierwszej serii rozmawiamy z prezydentem. Jest zmarznięty, ale bardzo rozemocjonowany.

Podczas drugiej serii wiatr przybiera na sile, zawody ciągle są przerywane, a Simon Ammann aż pięciokrotnie wchodzi i schodzi z belki startowej. W końcu skaczą Kamil Stoch i Stefan Hula. Przeliczniki punktowe za wiatr sprawiają, że nie utrzymują swoich pozycji i zajmują miejsca tuż za podium. Tego wieczoru nie spełnią swoich marzeń o medalu olimpijskim.

Rozmawiamy z Adamem Małyszem. - Nie wierzę w to, co się stało. Jedyne, co mogło pokrzyżować nam plany, to właśnie pogoda. Dawida Kubackiego wycięło w pierwszej serii, ale reszta chłopaków oddała niezłe skoki. Teraz było już widać, że wiatr cały czas słabnie. Nie wierzę w te punkty za wiatr. Masakra! - mówi rozwścieczony.

- Wiem, że napiszecie z tego tytuł, ale teraz można się tylko porządnie wk...ć i na górze rozpierdzielić ich wszystkich. To nie był sport, ale totalna loteria. Parodia skoków narciarskich - dodaje. I przekonuje, że zawody powinny zostać odwołane i przełożone na inny termin.

Kamil Stoch i Stefan Hula wypowiadają się z dużo większym spokojem, choć na pewno bardzo boli ich to, co się wydarzyło. Stefan po dwóch minutach rozmowy po prostu cały trzęsie się z zimna. Nie przedłużamy i szybko mu dziękujemy.

Na 19. miejscu zawody zakończył Maciej Kot. - Schodząc drugi raz z belki, czułem się trochę jak himalaista, który powoli zamarza. Nie było łatwo przetrwać, kiedy ruszyłem z belki, czułem, że nie mam czucia w nogach, to nie była łatwa sytuacja - wyjaśnia.

Podczas rozmów z dziennikarzami Justyna Kowalczyk założyła czapkę, szalik i kaptur. Po sobotnim starcie była mocno zmarznięta.
Podczas rozmów z dziennikarzami Justyna Kowalczyk założyła czapkę, szalik i kaptur. Po sobotnim starcie była mocno zmarznięta.

Niedziela, 11 lutego

Rano szczypią mnie palce stóp i dłoni. Okazuje się, że trzy pary grubych skarpet to za mało. Zwłaszcza że przed sobotnim konkursem skoków odbywały się zawody olimpijskie w biegach narciarskich i biathlonie, więc na mrozie i wietrze dziennikarze spędzili kilka godzin.

- Na następne zawody założę na siebie wszystkie ubrania, które zabrałem ze sobą do Korei - żartuje dziennikarz RMF FM Patryk Serwański.

Rękawice pomagają utrzymać ciepło, ale żeby obsługiwać dyktafon i robić zdjęcia smartfonem, trzeba je zdejmować. Tuż po zawodach palce są na tyle skostniałe, że pisanie na klawiaturze przez kilkanaście minut jest trochę utrudnione.

- Na skoczni w Pjongczangu komentatorzy siedzą w ciepłym pomieszczeniu, a skoczkowie marzną w strasznych warunkach – mówi w rozmowie z WP SportoweFakty komentator TVP Przemysław Babiarz. - Próbowałem to nawet nazwać określeniem z Dantego, że piekło jest zimne. I to, co zdarzyło się w sobotnim konkursie, to też było takie zimne piekło. Tylko, że - o, paradoksie - to nas najbardziej popiekło. Jestem dla skoczków pełen szacunku i takiego ludzkiego współczucia.

Jadę do wioski olimpijskiej na spotkanie z trenerem Stefanem Horngacherem i Adamem Małyszem.

- Podczas zawodów każdy skoczek stara się jak najpóźniej wyjść z ciepłego pomieszczenia w dół, ale kiedy się to przeciąga, pojawia się problem. Zawodnik wychodzi, jest przed nim 2-3 zawodników, a później stoi w mrozie - tłumaczy dyrektor sportowy PZN-u.

- To, że zakładano im koce na plecy, nie ma wpływu na nogi, a to właśnie nogi muszą być rozgrzane, żeby mięśnie funkcjonowały tak, jak powinny. Biorąc pod uwagę, ile razy zdejmowali z belki Simona Ammanna, można powiedzieć, że oddał naprawdę bardzo dobry skok. Po zbyt długim czasie spędzonym w mrozie nogi robią się jak beton - dodaje.

Po briefingu Adam Małysz zgadza się wyjść poza teren wioski olimpijskiej, żeby udzielić wypowiedzi przed kamerami mediów, które nie mają praw do transmisji igrzysk. Pytam Adama, jak znosi mrozy w Pjogczangu.

- Ubieram na siebie, ile tylko mogę, bo trzeba długo stać pod skocznią. Skoczkowie na górze przez większość czasu stoją w cieple. My mamy gorzej. Stojąc na dole skoczni, człowiek nie wykonuje zbyt wielu ruchów. Powiem szczerze, że w sobotę twarz totalnie mi odmarzała - przyznaje.

Poniedziałek, 12 lutego

Pytam przyjaciela z Korei Południowej, czy zimy w tym kraju zawsze tak wyglądają. - Styczeń i luty z reguły są bardzo zimne, ale muszę przyznać, że to najbardziej mroźna zima, jaką przeżyłem tu w ciągu ostatnich ośmiu lat - odpowiada.

Wieczorem polskie biathlonistki rywalizują w biegu pościgowym. Po raz kolejny muszą zmagać się z mroźnymi warunkami, co znacznie utrudnia strzelanie. Weronika Nowakowska kończy zawody na 30. miejscu. Krystyna Guzik jest 36., Monika Hojnisz 43., a Magdalena Gwizdoń zajmuje 49. pozycję.

- Na trasie nie jest dobrze. Nie biegnę swojego, nie mam pełnej kontroli organizmu, nie mam jazdy. Modlę się o powrót pełni sił i zmianę pogody, bo w tych warunkach jestem bezsilna - pisze Weronika Nowakowska na Facebooku.

Tego samego dnia w hali Gangneung Oval rozmawiamy z panczenistką Natalią Czerwonką, która cieszy się, że areną jej zmagań jest ciepła hala lodowa.

- Przed swoim występem oglądałam biathlonistki i widziałam, w jakich warunkach rywalizują. Sama temperatura nie jest problemem, ale ten wiatr przeszywa zimnem. Czuję to choćby idąc na stołówkę. Bardzo współczuję dziewczynom i łączę się z nimi w bólu - przyznaje.

Ale jest nadzieja na lekką poprawę. Wtorek, 13 lutego okazał się pierwszym dniem igrzysk, podczas którego temperatura oscylowała koło zera, a nawet była dodatnia. Oby wraz z poprawą pogody przyszła poprawa wyników.

Michał Bugno z Pjongczangu

Autor na Twitterze:
Źródło artykułu: